Dzisiaj płakałem nad rozlanym mlekiem.
Dyskretnie, pod prysznicem; ale dostałem strasznego kaszlu i @kanako mnie przez ścianę opieprzyła, czemu się wreszcie nie wybiorę do lekarza.
Budzenie Kanako o szóstej rano grozi śmiercią lub kalectwem, ale na połączenie smogu we Wschowie i płaczu nad rozlanym mlekiem medycyna nie ma jeszcze lekarstwa.
Płakałem, bo skończyłem czytać książkę dla dzieci (nazywają to midlevel) o łaziku marsjańskim, który nie tylko doleciał na Marsa, dokonał ważnych odkryć, ale też wrócił na Ziemię, podziwiany przez dzieci tych, którzy go zbudowali i wysłali w podróż.
Płakałem nad ludzkością, która chce i próbuje zadbać o każdego. Która nie oczekuje, że będzie wszechmocna, ale całą swoją siłę i myśl kieruje na to, aby czynić dobro.
Aby nikt nie był pozostawiony bez pomocy, "bo łaziki nie są budowane, aby żyć wiecznie".
Która nie zaistniała.
Płakałem nade mną, nad głupotą, złem i niedbałością, przez które zmarnowałem tak wielką część mojego życia. "Gdyby młodość umiała, gdyby starość mogła". Dokładnie.
Płakałem nad Opportunity, której ostatnia wiadomość brzmiała zapada zmrok, a ja mam puste baterie.
================================
Kiedy to piszę, za oknem wstaje nowy dzień. Niech będzie słoneczny.