#AnnaBrzezińska #Uwolnione z FB
W 1548 r., gdy na sejmie piotrkowskim debatowano nad skandalicznym małżeństwem króla Zygmunta Augusta z, jak to szlachta elegancko ujmowała, z litewską ladacznicą, w domu Weinsberga, kolońskiego kupca winnego, również debatowano nad ożenkiem. Rodzice chcieli wreszcie wyswatać swego pierworodnego syna Hermanna. Choć trzeba zaznaczyć, że w przeciwieństwie do Radziwiłłówny Hermann był dobrą partią.Dzisiaj opowiem Wam o kimś, kogo najtrudniej w źródłach zobaczyć. O zwyczajnym człowieku wiodącym zwyczajne życie.
Hermann liczył lat 30, pochodził z zacnej kupieckiej rodziny, był absolwentem miejscowego uniwersytetu i prawnikiem robiącym karierę w radzie miejskiej. Rodzice raili mu sąsiadkę, wdowę Weisgin Rigpin, właścicielkę sklepu sukiennego. Weisgin, jak Barbara, też miała pewien feler. Była mianowicie o 16 lat starsza od Hermanna.
Ale – i tu pierwsza niespodzianka – Hermannowi to nie przeszkadzało. W dobrym małżeństwie nie chodziło wówczas o jędrną, pozbawioną zmarszczek skórę. Kiedy Zygmunt August samowolnie, bez wiedzy i zgody ojca, poślubił litewską ślicznotkę, która w posagu wniosła mu głównie własną urodę, współcześni byli tak zszokowani, że podejrzewali czary.Na szczęście Hermann był utoczony z zupełnie innej gliny niż Zygmunt August.
Ponieważ wy, ojcze, i matka, tak mi radzicie, oznajmił, i ponieważ dobrze znam Weisgin oraz ufam Bogu, będę szczęśliwym człowiekiem, jeśli ta kobieta także mnie zapragnie. Myślałem, zwierzył się później, że małżeństwo będzie lepsze, jeśli maż będzie młodszy od żony, do którego to wniosku doszedłem na podstawie mojej własnej sytuacji oraz przysłowia, by żenić się z osobą doświadczoną z sąsiedztwa. Hermann w młodości cierpiał bowiem na przepuklinę, przez co nieco obawiał się kobiet, zwłaszcza młodszych.
Następnego dnia ojciec Hermanna zagadnął więc Weisgin pod kościołem, ta zaś oznajmiła, że słyszała plotki i spodziewała się tej propozycji, a jeśli stoi za nią wola Boża i jeśli jej rodzina ją zaaprobuje, ona także nie będzie się sprzeciwiać. W rzeczywistości nad związkiem naradzały się nawet trzy rodziny: w negocjacjach brali udział krewni jej zmarłego męża. Spisano kontrakt małżeński, uwzględniający prawa do spadku zarówno dwóch synów Weisgin z pierwszego małżeństwa, jak i dzieci, które mogła urodzić Hermannowi.Zwróćcie uwagę, że małżeństwo Hermanna było sprawą rodzinną, związkiem społeczno-gospodarczym dwóch rodzin, nie zwieńczeniem namiętności mężczyzny i kobiety. Weisgin, stateczna wdowa, nie strzelała oczami i nie spotykała się pokątnie z narzeczonym. Wszystko działo się statecznie, na oczach wszystkich. Bez pokątnych spotkań w litewskich zameczkach ani sekretnego ożenku w środku nocy.
A potem nieoczekiwanie wyszło na jaw – bo nawet zupełnie zwykli ludzie miewają swoją przeszłość – że w 1546 r. Greitkin Olup, służąca państwa Weinsbergów, urodziła Hermannowi córkę, którą ten uznał i utrzymywał. Ojciec Greitkin przydreptał do księdza i oznajmił, że Hermann nie może poślubić Weisgin, ponieważ wcześniej obiecał małżeństwo jego córce. Przeszkoda zatem jest do tego nowego małżeństwa, ot co. Ale Greitkin nie potwierdziła pod przysięgą, że wymieniła z Hermannem małżeńską obietnicę. Potem zaś do jej ojca wybrał się patriarcha rodu Weinsbergów z gromadą krewnych. I przeszkoda gwałtownie ustała.
Ale w niedzielę, kiedy Hermann i Weisgin składali w kościele przysięgę małżeńską, Weinsberg senior pilnował drzwi. Tak na wszelki wypadek.I wiecie co? To było udane małżeństwo. Weisgin, twierdził Hermann, miała piękną twarz, była raczej wysoka, tęga, cnotliwa, pracowita, wesoła, bogobojna i zgodna. Cenił jej rady, zresztą w ogóle nie uważał kobiet za idiotki, cenił też opinię własnej matki i siostry Katarzyny. Lubił spędzać z żoną czas: opisał, jak pomagał jej robić konfitury z wiśni. Trochę się posprzeczali, kiedy po śmierci jednego z jej synów Hermann uznał, że Weisgin – a nie zapominajcie, że ona była niezależna finansowo i wniosła do tego małżeństwa duży majątek – powinna spisać testament. Ale negocjowali kolejne wersje i dogadali się.
Prowadzili zwyczajne życie. Solenne, pracowite i pozbawione skandali. Takie, jakiego nie zobaczycie w dokumentach sądowych.
Weisgin umarła w maju 1557 r. wskutek bardzo bolesnej choroby dróg rodnych. Podobnie jak Radziwiłłówna. Tyle że tym razem nikt nie ględził o karze boskiej za bezbożność i cudzołóstwo.Hermann rozpaczał. Szczerze. Ale w przeciągu 4 miesięcy od jej śmierci dostał 3 oferty małżeństwa i przeżył romansik z młodą wdową. Życie szło swoim torem.
W lutym 1558 r., namówiony przez siostrę, poślubił kolejną wdowę, Drutgin Bars. Bogatą. Z dziećmi. 10 lat starszą.
Ale Drutgin nie przypominała Weisgin, oj nie.
Drutgin miała charakterek i była zazdrosna. Kiedy w parę miesięcy po ślubie dowiedziała się, że mąż przed ślubem miał romans, zrobiła piekielną awanturę i usiłowała uciec z domu. Hermann ją zatrzymał siłą. Kiedy mu nadal ubliżała, pobił ją i zwyzywał, choć na pierwszą żonę, jak twierdził, nigdy nie podniósł ręki. Dwa dni później Drutgin mu oznajmiła, że poroniła i pokazała mu w nocniku zakrwawiony płód. Hermann był zszokowany, bo dotychczas Drutgin utrzymywała, że nie może mieć dzieci. Niebawem jednak zorientował się, że płód był w rzeczywistości zakrwawioną grudką z papieru – a w każdym razie tak postanowił wierzyć.
Małżeństwo okazało się burzliwe.
Rozstawali się i wracali do siebie. Drutgin groziła, że się zabije, Hermann – że opowie wszystkim, co ona wyprawia i jak nierozsądnie jest zazdrosna. Drutgin zarzucała mu, że się szlaja i łajdaczy. Na dodatek chodziła na skargi do księdza, przyjaciół, dzieci i krewnych. Skarżyła się też, że każe jej chodzić na targ i planować posiłki. Zupełnie jakbym była służącą, utyskiwała. Na próżno Hermann ją przekonywał, że są to zwykłe obowiązki pani domu. Kiedyś sam musiał przez 2 tygodnie je wykonywać, co było srogim ciosem i to nie wyłącznie z powodów prestiżowych. Małżeństwo pozostawało wówczas przede wszystkim jednostką gospodarczą, maleńkim przedsiębiorstwem, w którym żona zwykle pełniła funkcję mniejszego, ale jednak niezbędnego wspólnika.
Po prostu trudno było prowadzić dom i interesy bez współpracy z własną żoną.
Drutgin była wspólnikiem narowistym i nieobliczalnym. Zmusiła go nawet, żeby zrezygnował ze stanowiska w radzie miejskiej.
Nie mieli dzieci. Może i dobrze.
Ale kiedy w 1573 r. Drutgin umierała na puchlinę wodną, Hermann płakał długo i gorzko. Bo z czasem nauczył się doceniać lojalność Drutgin, która w tajemnicy przez wiele lat spłacała długi swojego pierwszego męża. Po paru latach pożycia pisał, że znalazł w tym małżeństwie spokój i szczęście.Potem przez lata procesował się z jej dziećmi o spadek.
Owdowiawszy dwukrotnie, Hermann wprowadził się z powrotem do rodzinnego domu. Znów go swatano, lecz oznajmił, że z kobiet wystarczy mu matka. Odsłużyłem światu ćwierć wieku jako małżonek i dosyć, skonstatował.
Poza tym Drutgin nie chciała, żeby się znów ożenił, a wiadomo, jaka była zazdrosna. Dokądkolwiek trafiła po śmierci, zanotował sarkastycznie, jeśli pozostała taka, jaka była za życia, na pewno byłaby zadowolona wiedząc, że po jej śmierci nie dotknąłem żadnej innej niewiasty, nie licząc uprzejmego pocałunku i tańca.
Przeżył samotnie jeszcze 26 lat, skrupulatnie odnotowując w pamiętniku kwoty, jakie wydawał na msze, wypominki i świece dla swoich zmarłych żon.Narzekacie tu czasami, że opisuję same przestępstwa, wyjątki i sytuacje graniczne, ale cóż, taka jest natura źródeł sądowych. Na szczęście Hermann von Weinsberg prowadził pamiętnik. Był synem swoich czasów, to jasne. Uprzywilejowanym z racji płci. Ale wedle jego świadectwa jego żony miały niezależność finansową, doświadczenie, siatkę rodzinnych powiązań i negocjowały – na różne sposoby – swoją pozycję w małżeństwie. Nie były słabe ani bezbronne, a w każdym razie nie w oczach własnego męża.
Choć oczywiście nie wiemy, jak one opowiedziałyby tę historię.Źródło: Pełna współczesna trzyksięgowa edycja pamiętników jest on-line.
Historia małżeństw Hermanna za: Steven Ozment, When Fathers Ruled. Family Life in Reformation Europe, Cambridge&London: Harvard Univ. Press, 1983.
Ilustracja: Pieter Breugel, Taniec weselny, 1566 r.
Kierunkowy74 reshared this.