2024-11-28 21:06:43
2024-11-28 21:06:39
2024-11-28 21:06:39
14444449
#AnnaBrzezińska #Uwolnione z FB
W 1481 r. Katerina z Eschenau została poinformowana przez radę miasta Norymbergi, że z pocałowaniem w rękę otrzyma prawa miejskie i wiążące się z tym przywileje, jeśli tylko się przeprowadzi wraz z mężem do ich pięknego frankońskiego grodu. A skąd ta łaskawość władz miejskich? Bo pani Katerina była położną.
Tak, to jest wpis polityczny.
Spośród średniowiecznych niemieckich miast Norymberga stworzyła najlepiej zorganizowany system publicznej opieki medycznej nad położnicami i noworodkami. Stanowił on obiekt podziwu i zazdrości. Norymberskie położne były słynne i tak cenione, że ościenni władcy i inne miasta uprzejmie prosili magistrat o ich użyczenie na czas połogów ukochanych małżonek. W źródłach jako odrębna profesja położne pojawiają się w XIV w., a w 1417 r. są wymienione wśród innych grup zawodowych, zobowiązanych co roku składać przysięgę przed radą miejską.
Tłumacząc na nasze, stały się zawodem zaufania publicznego. Jak notariusze.
W 1522 r. władze Norymbergi wydały pierwsze zarządzenie regulujące całościowo pracę położnych. Zobowiązano je, by wszystkich, bogatych i biednych, traktowały tak samo. W szczególności zakazano im porzucania w trakcie porodu biednej kobiety, by asystować przy porodzie bogatszej, która więcej zapłaci. Nie mogły przyspieszać porodu. Jeśli trwał długo i położna się zmęczyła, zobowiązano ją do wezwania innej zaprzysiężonej położnej, nie zaś po prostu swojej uczennicy. Za porzucenie obywatelki miasta Norymbergi w potrzebie położne mogły być obciążone grzywną w wysokości 5 florenów i stracić prawo do wykonywania zawodu.
Poza tym w Norymberdze część z nich – nie wszystkie – zatrudniało miasto. Tłumacząc na nasze, pracowały w budżetówce.
Certyfikowane miejskie położne zarabiały znacznie mniej niż balwierze/chirurdzy, bo ich też miasto zatrudniało: one dostawały 2-8 guldenów rocznie, oni 10-25. Nie były zadowolone z pensji. Zwracały się do magistratu z prośbami o podwyżki i to niespecjalnie pokornie, twierdząc, że proszą o to „co im się należy.” Miasto podwyżek raczej nie dawało, za to oferowało im za darmo drewno, zboże czy ulgi podatkowe, zaznaczając przy tym, że czyni to nie z przymusu, tylko dobroci serca. Aha, bo i tak zaraz jakiś cwaniak zada to pytanie – zarabiały mniej więcej tyle, co czeladnik albo wyzwolony rzemieślnik, ale nie dostawały zakwaterowania i wyżywienia.
Tłumacząc na nasze, płace w sektorze publicznym już wówczas były nędzne.
Pomimo to władze starały się pozyskiwać fachowe służby medyczne i nakłaniały położne do osiedlenia się w Norymberdze, ofertując im – jak Katerinie z Eschenau – prawa miejskie bez związanych z tym opłat. Zachęcano je również do kształcenia kolejnych akuszerek, mogły więc liczyć na wysokie bonusy za wzięcie uczennic (w 1483 r. od 2 do 3 florenów, w 1484 r. – 5 florenów). Dostawały też dodatkowe wynagrodzenie od rodzin bogatych położnic. Na przykład w 1534 r. Sebastian Welser, bogaty sukiennik i członek rady miejskiej, zapłacił położnej 1,5 florena za poród żony i kolejnego florena za opiekę nad żoną podczas 3 miesięcy po porodzie. Ale władzom zależało, by miejskie położne nie faworyzowały patrycjatu, stąd tak surowe kary za porzucenie biednej położnicy.
By zapobiec nadużyciom i błędom w sztuce, Norymberga stworzyła cały system kształcenia i nadzorowania pracy położnych. Świecki, podczas gdy np. we Francji położne były pod nadzorem Kościoła.
Zarządzenia miejskie nakazywały, by położne były statecznie i uczyły się fachu u boku doświadczonej położnej aż przez 4 lata, podczas gdy w wielu miejscach był to tylko rok. Dopiero po roku asystowania uczennicom pozwalano odbierać porody i to wyłącznie proste, u wieloródek. Potem były egzaminowane przez lekarzy miejskich, uzyskiwały – lub nie – prawo do wykonywania zawodu.
Ponadto w 1463 r. rada miejska powołała instytucję Ehrbare Frauen, czyli patrycjuszek, które nadzorowały pracę położnych i raz do roku – po Wielkanocy – składały radzie miejskiej raport z ich pracy. W Norymberdze nie dostawały wynagrodzenia, choć w innych miastach to się zdarzało. Nie odbierały porodów – przynajmniej w teorii, bo położne skarżyły się magistratowi, że pokątnie to robią, więc powinny też zdawać egzamin – ale kontrolowały pracę miejskich położnych, wizytowały matki w połogu, wysłuchiwały skarg, służyły radą, wsparciem i pomocą.
Współpraca nie zawsze układała się najlepiej, skoro w 1549 r. położne zażądały od rady miejskiej wyznaczenia innych osób do nadzorowania ich pracy, ponieważ, jak twierdziły, damy z patrycjatu nie chciały zajmować się biednymi kobietami i ignorowały prośby położnych. Zażądały, by do nadzorowania wyznaczono zwyczajne żony i wdowy po rzemieślnikach. W ten sposób powołano instytucję Geschworene Weiber, w której zatrudniano – na drobną opłatą – żony i wdowy po rzemieślnikach i skromniejszych urzędnikach, które miały wspierać położne i pomagać przy najtrudniejszych porodach.
Tłumacząc na nasze, służby medyczne artykułowały swoje oczekiwania i władze starały się wypracować konsensus, który poprawi działanie systemu.
Liczba tych wszystkich kobiet w systemie opieki nad położnicami wahała się od 16 położnych do 65 w 1530 r. Potem ustabilizowała się na poziomie 40-50 kobiet, z czego położne stanowiły ok. 1/3. Oczywiście nie były to wszystkie niewiasty w municypalnych służbach medycznych. Wiele pracowało w szpitalach, także położne, które przyjmowały tam porody ubogich kobiet spoza miasta (nieposiadających obywatelstwa), w ramach zinstytucjonalizowanego miejskiego miłosierdzia. Inne w instytucjach charytatywnych, zwanych Seekhaus, opiekowały się zakaźnie chorymi i przygotowywały zmarłych do pochówku. Badacze szacują, że było ich w tym świeckim systemie municypalnej opieki medycznej więcej niż mężczyzn.
Oprócz odbierania porodów położne pełniły w Norymberdze – i innych średniowiecznych oraz wczesnonowożytnych miastach – jeszcze inne funkcje. Mogły samodzielnie podawać lekarstwa położnicom – te najprostsze, sporządzane przez aptekarzy bez zlecenia przez lekarza – przy czym jeśli położnica nie była w stanie zapłacić za medykamenty, rachunek u aptekarza pokrywano z kasy miejskiej. Zapewniały opiekę poporodową matce i dziecku, w razie potrzeby chrzciły, występowały w sądach jako ekspertki, informowały władze o przestępstwach związanych z seksualnością i naruszeniach obyczajności, instruowały szczęśliwych rodziców w sprawie praw przeciwko zbytkowi (czyli np. ile maksymalnie osób mogą zaprosić na chrzciny). Czasami ojcowie miasta mieli dość zabawne pomysły. Wprawdzie nie w Norymberdze, ale w Strasburgu w początkach XVII w. położnym nakazano, by – jeśli asystowały przy narodzinach dziecka nieślubnego – informowały władze, czyje imię wykrzykiwała w bólach rodząca, bo a nuż ujawniała w ten sposób niecnego tatusia-cudzołożnika.
To jest system południowoniemiecki i nie, nie odnotowano tam procesów położnych oskarżonych o czary, choć w innych regionach cesarstwa się trafiały. Ale tu rządzili kupcy. Rozumieli znaczenie słowa „inwestycja” i nie puszczali inwestycji z dymem ani nie pokrzykiwali: „Niech wyjeżdżają!”.
Wśród historyków toczy się zajadłą dyskusja na temat zmian, jakie na przełomie średniowiecza przyniosła profesjonalizacja medycyny i jak dalece wypchnęła kobiety z praktykowania medycyny. Otóż w południowoniemieckich miastach nie wypchnęła. Najwyraźniej system był tak skuteczny, że przetrwał szczęśliwie aż do XVIII w.
Wypracowano go na przełomie średniowiecza. Epoce, kiedy społeczeństwo było fundamentalnie zhierarchizowane, a pochodzenie przesądzało w ogromnym stopniu o dalszym losie człowieka. Właśnie wtedy miasta takie, jak Norymberga – ale też Ratyzbona, Monachium, Stuttgart czy Frankfurt – zorganizowały świecką, jednolitą i publiczną opiekę zdrowotną dla obywatelek w ciąży i małych obywateli, których kolejne pokolenia postanowiono jak najbezpieczniej sprowadzać na świat. Certyfikowały i zatrudniały położne, by służyły wszystkim obywatelom, bogatym i biednym. W tym samym podstawowym standardzie.
Za kasę z podatków.
I tak, wiem, że cesarskie miasto Norymberga należało do najbogatszych i – wraz z Kolonią i Augsburgiem – największych niemieckich miast. Ale te miasta, zarządzane przez zachłannych patrycjuszy, bogatych kupców, bankierów i wyspecjalizowanych, nowatorskich rzemieślników, miały silną tożsamość i municypalny etos, którego wyrazem były m.in. działające służby publiczne, podatki i prawa zapewniające żonie ubogiego łatacza trzewików tę samą podstawową opiekę zdrowotną, co żonie Sebastiana Welsera, który, bądźmy szczerzy, mógł sobie zapewnić tuzin położnych na miesiąc. Dlaczego tego nie robił? Bo ładując kasę – z podatków – w system publiczny, szlifując wykształcenie i kontrolę nad służbami medycznymi, doprowadzono do takiej ekscentrycznej sytuacji, że władcy – mogący sobie pozwolić na wszystko, co się da kupić za pieniądze – zabiegali o wypożyczenie miejskiej położonej. Publiczne było lepsze niż prywatne. Taki mały frankoński cud nad Pegnitz.
I racjonalna inwestycja w przyszłość miasta.
Mamy w rządzie historyków. Jest nim na przykład premier. Wprawdzie ze specjalizacją z legendy Piłsudskiego, czyli bajek z mchu i paproci, ale to i tak lepiej niż poprzednik, który też jest historykiem i bronił się jeszcze bardziej egzotycznie, z Solidarności Walczącej. Tak, wiem, historycy to plaga.
Może niech mu ktoś zalinkuje ten tekst i szepnie, jak ci straszliwi Niemcy to robili już w zacofanym średniowieczu?
Bo tak, to jest wpis polityczny.
Literatura:
Judith P. Aikin, Welfare of Pregnant and Birthing Women as Concern for Male and Female Rulers: A Case Study, - Sixteenth Century Journal, 35, 1 (2004): 9-41.
Green, Monica H. “Gendering the History of Women’s Healthcare.” Gender & History, 20, 3 (2008): 487–518.
Annemarie Kinzelbach, Women and Healthcare in Early Modern German Towns, - Renaissance Studies, 28, 4 (2014): 619-638.
Alison Rowlands, Monstrous Deception: Midwifery, Fraud and Gender in Early Modern Rothenburg ob. Der Tauber, [in:] Gender in Early Modern German History, ed. Ulinka Rublack, Cambridge: Cambridge Univ. Press, 2002, pp. 71-101.
Steven Ozment, When Fathers Ruled. Family Life in Reformation Europe, Cambridge&London: Harvard Univ. Press, 1983.
Tiffany D. Vann Sprecher, Ruth Mazo Karras, The Midwife and the Church: Eccsiastical Reglation of Midwives in Brie, 1499-1504, - Bulletin of the History of Medicine, 85, 2 (2011): 171-192.
Merry E. Wiesner, Early Modern Widwifery: A Case Study, Women and Work in Preindustrial Europe, ed. Barbara A. Hanawalt, Bloomington: Indiana Univ. Press, 1986, pp. 94-113.
Merry E. Wiesner, The Midwives of South Germany and the Public/Private Dichotomy [in:] The Art of Midwifery. Early Modern Midwives in Europe, ed. Hilary Marland, London&NY: Routledge, 2006, pp. 77-94.
Heide Wunder, He Is the Sun, She Is the Moon. Women in Early Modern Germany, Cambridge&London: Harvard Univ. Press, 1998.
Ilustracja: Albrecht Dürer, Narodziny Maryi, ok. 1500
Scena po napisach: W renesansowych polskich miastach również były certyfikowane położne, np. w Gdańsku składały taką przysięgę: Przysięgam, że będę odwiedzać potrzebujące mojej pomocy ciężarne, rodzące i położnice o każdej porze dnia i nocy, będę im służyła radą i pomocą niezależnie od ich stanu majątkowego, aby ocalić życie i zachować zdrowie matki i dziecka. Będę zwracać pilną uwagę na to, aby nie doszło do zamiany dziecka, nie dopuszczę do obumarcia i spędzenia płodu. W przypadkach ciężkich i w niebezpieczeństwie życia będę dokładnie wypełniać zalecenie duchownych, lekarzy i chirurgów i nie zapomnę dokonać chrztu dziecka. W razie wezwania mnie przez władze do więzienia będę spełniała swe obowiązki bezpłatnie. Będę zgłaszała władzom wszystkie porody przedwczesne i odbywające się w podejrzanych okolicznościach, do których będę wezwana. (Za: Bożena Zaborowska, Pomoc przy porodach w Rzeczypospolitej w epoce nowożytnej w świetle zielników i poradników medycznych [w:] Wśród córek Eskulapa. Szkice z dziejów medycyny i higieny w Rzeczypospolitej XVI-XVIII wieku, red. Andrzej Karpiński, Warszawa: Instytut Historyczny UW, wydawnictwo DiG, 2009, ss. 279-312.).