Nie pamiętam teraz. Chyba 75. Ale atak trochę przeszedł. W ogóle to daję radę, tylko mam odrazę do tego świata. Ale sprawy ruszą, to mi przejdzie. Tak już od lat...
Aha... Kiedy mam nawrót depresji to pomaga mi najmniejsza możliwa jej dawka, czyli 37,5 mg. Tylko u mnie chodzi o to, by trochę mnie „podnieść”, lecz szybko ją odstawiam, coby nie „wzlecieć” pod chmury. Kiedy masz najbliższy możliwy dostęp dp psychiatry?
Ja jestem chronik, przeważnie stabilny. Po prostu czasem się rzeczy spiętrzają i jest gorzej. Ale wystarczy mały "sukcesik" i wraca chęć do życia, pomimo odrazy. Moją terapią jest praca anarchoorganiczna.
Dzisiaj mniej szarpie. Z jednej strony dzięki temu, że w domu siedzę, a uregulowany tryb życia to naprawdę podstawa przy takich problemach. Z drugiej - mamy sukcesiki. @kanako dostała mega dawkę jadu kiełbasianego, podpięła się do matrixa i nawet do społecznościowego maila!
Tak piszę sobie i przypominam ongi z drżeniem emocji czytany "Obłęd" Krzysztonia. Już nic z niego nie pamiętam, poza chyba wielbłądem(?) na okładce i tym dreszczem jazdy po krawędzi. Ech, młode to i durne było... Chybabym do siebie ówczesnego nie miał cierpliwości.
Olga Matná-Schrödingerová
in reply to 8Petros [Signal: Petros.63] • • •8Petros [Signal: Petros.63]
in reply to 8Petros [Signal: Petros.63] • •Olga Matná-Schrödingerová
in reply to 8Petros [Signal: Petros.63] • • •Kiedy mam nawrót depresji to pomaga mi najmniejsza możliwa jej dawka, czyli 37,5 mg. Tylko u mnie chodzi o to, by trochę mnie „podnieść”, lecz szybko ją odstawiam, coby nie „wzlecieć” pod chmury.
Kiedy masz najbliższy możliwy dostęp dp psychiatry?
8Petros [Signal: Petros.63]
in reply to Olga Matná-Schrödingerová • •8Petros [Signal: Petros.63]
in reply to 8Petros [Signal: Petros.63] • •Dzisiaj mniej szarpie. Z jednej strony dzięki temu, że w domu siedzę, a uregulowany tryb życia to naprawdę podstawa przy takich problemach. Z drugiej - mamy sukcesiki. @kanako dostała mega dawkę jadu kiełbasianego, podpięła się do matrixa i nawet do społecznościowego maila!
Tak piszę sobie i przypominam ongi z drżeniem emocji czytany "Obłęd" Krzysztonia. Już nic z niego nie pamiętam, poza chyba wielbłądem(?) na okładce i tym dreszczem jazdy po krawędzi.
Ech, młode to i durne było... Chybabym do siebie ówczesnego nie miał cierpliwości.