#PaństwoPrawa #Służby #Policja #StrażGraniczna #WojskoPolskie #Granica #Art25a #DogmatyKarnisty #Uwolnione z FB
Bezkarność+ na granicy.
Strzelanie bez granic. Przedstawiony dziś (17.06.2024) przez Ministerstwo Obrony Narodowej projekt zmian w przepisach, w tym w Kodeksie karnym, to legislacyjny potwór.
Legalizuje naruszenia prawa przez funkcjonariuszy publicznych. Ma działać wstecz do już popełnionych przestępstw. Otwiera ryzyko nadużyć. Jest niespójny systemowo. Uwstecznia Kodeks karny. Łamie Konstytucję. Są jakieś granice!
Cały projekt jest dość obszerny, więc nie będą go cytował - odsyłam do lektury oryginalnych dokumentów (namiar w komentarzu). Poniżej analiza propozycji dodania w Kodeksie karnym art. 25a - nowego "kontratypu" dotyczącego działań funkcjonariuszy na granicy.1. "Nie popełnia przestępstwa żołnierz, funkcjonariusz Policji lub Straży Granicznej, który z naruszeniem zasad (...)" - np. wydaje rozkaz otwarcia ognia lub sam strzela do ludzi.
Czyli, krótko mówiąc, przepis zakłada, że funkcjonariusze łamią prawo, ale nie będzie można uznać tego działania za przestępstwo.
W państwie prawa oczywiście nie można akceptować takiego postawienia sprawy. Jeśli już, to należy wytworzyć przepis kompetencyjny, dający funkcjonariuszowi prawo do działania w określonej sytuacji. A nie pisać, że za łamanie prawa nie będzie kary.2. Konstrukcja przepisu kontratypowego, a nie kompetencyjnego, to sprytny zabieg mający na celu wyłączenie odpowiedzialności karnej za już popełnione przestępstwa. Wiemy, że incydenty z użyciem broni na granicy już się zdarzały i prowadzone są postępowania karne dotyczące funkcjonariuszy.
Na czym polega różnica?
Przepis kompetencyjny ("Żołnierz ma prawo zrobić to i to...") wiąże od momentu jego wejścia w życie. Nie dotyczy zdarzeń z przeszłości, które już miały miejsce. Nowa kompetencja wprowadzona do ustawy nie działa wstecz.
Przepis kontratypowy ("Żołnierz nie popełnia przestępstwa, gdy zrobi to i to...") działa na przyszłość, ale i na przeszłość. Jeśli w czasie orzekania obowiązuje ustawa korzystniejsza dla sprawcy, stosuje się do niego przepisy nowe.
Zatem po wejściu w życie art. 25a funkcjonariusz, który już przekroczył uprawnienia, będzie sądzony w oparciu o przepisy mówiące: nie popełniłeś przestępstwa.3. Ryzyko nadużyć polega na stosowaniu do sytuacji granicznych dość nieprecyzyjnych przesłanek. No bo co oznacza - na przykład - przesłanka: "jeżeli okoliczności wymagają natychmiastowego działania"?
I czy mamy gwarancje, że wymóg natychmiastowego działania oceni tak samo żołnierz w dynamicznej sytuacji przygranicznej i sąd w spokojnym namyśle na sali sądowej?4. Przepis jest niespójny systemowo. Niektóre służby mają już dziś prawo użycia broni w określonych sytuacjach, a inne będą naruszać prawo, lecz nie w sposób przestępny.
Jeśli służby mają czuć się bezpiecznie, to trzeba dać im przepisy kompetencyjne - mieszczące się oczywiście w granicach państwa prawa, ale to inna kwestia. Jeśli jednak założymy, że w omawianej inicjatywie ustawodawczej chodzi również o osiągnięcie celu opisanego w punkcie 2 - intencje projektodawców stają się jasne. Chodzi właśnie o to, by wyłączyć przestępność czynów przyszłych, ale i przeszłych, już dokonanych.5. Proponowany art. 25a to uwstecznienie Kodyfikacji karnej. Przepis liczy 30 linijek (sic!). Ma być wpisany w eksponowanym miejscu Kodeksu karnego, tuż obok art. 25, mówiącego o obronie koniecznej. To po prostu razi w oczy.
Kodeks karny to nie ustawa specjalna. To nie worek bez dna, do którego można wrzucać wszystkie interwencyjne regulacje, dotyczące bardzo skonkretyzowanej sytuacji. Potworna kazuistyka to kolejna wada omawianej propozycji.
Przepis jest nieakceptowalny z jeszcze innego powodu.
Otóż dziś ludzie są skazywani na więzienie za to, że gołymi rękoma odepchnęli napastnika, bo zdaniem sądów przekroczyli granice obrony koniecznej (sam opisywałem takie przypadki), a tuż obok w Kodeksie ma być napisane wprost, że Policja może bezkarnie strzelać do ludzi... To przekracza granice przyzwoitości.6. Przepis łamie Konstytucję. Przede wszystkim oznacza naruszenie zasady legalizmu, która głosi, że organy władzy mają działać na podstawie i w granicach prawa. Tymczasem proponowana regulacja przesądza, że funkcjonariusz ma naruszyć zasady użycia środków przymusu bezpośredniego i dopiero wtedy będzie miał zastosowanie art. 25a.
Projekt zawiera również inne "ciekawe" pomysły, np. dotyczące użycia wojska w czasie pokoju - nie analizuję tego wątku.
Podsumowując: granica państwowa wymaga ochrony. Ale nie za sprawą działań naruszających prawo ani nie za sprawą nowelizacji naruszających Konstytucję. Bądźmy państwem prawa.
Link do projektu ustawy: orka.sejm.gov.pl/Druki10ka.nsf…
Żródło: facebook.com/dogmatykarnisty
Profesor Julia K. Steinberger pisze na medium.com
Pełne tłumaczenie już na #TePeWu!
Oto, z czym się mierzymy.
Ujawnienie ukrytej historii powstania kryzysu klimatycznego powinno zmienić wszystko w kwestii tego, jak działamy, aby go powstrzymać.
Streszczenie w 10 punktach
Przyczyna.
Wiemy, że kryzys klimatyczny jest spowodowany przez wysoce nierównościowe i niedemokratyczne systemy gospodarcze.
Postępy.
Najnowsza historia tych systemów gospodarczych w obu Amerykach i Eurazji jest zdominowana przez ideologię neoliberalną.Zagrożenie.
Ideologia neoliberalna jest w swej istocie antydemokratyczna. Jej celem jest oddanie władzy nad naszymi społeczeństwami korporacjom, a nie obywatelom.Promotorzy.
Przemysł paliw kopalnych jest wieloletnim promotorem, a także beneficjentem neoliberalnego przejęcia naszych społeczeństw.Koordynacja.
Organizacja tego przejęcia nie jest przypadkowa: jest koordynowana przez think tanki, grupy lobbingowe, public relations i firmy prawnicze. Te z kolei są koordynowane na arenie międzynarodowej, na przykład za pośrednictwem Atlas Network, która jest zaangażowana w ponad 500 think tanków na całym świecie.Rozbudowa.
Te think tanki szkolą swoje kadry wewnętrznie i promują je do miejsc, w których mają wpływ na politykę i komunikację.Przekaz.
Owe think tanki powielają swoje materiały i strategie na całym świecie. Ich zatruwanie naszej sfery publicznej obejmuje całą gamę działań, od popierania brutalnie nierównościowej neoliberalnej polityki gospodarczej po promowanie zaprzeczania nauce o klimacie. Zajmują się również tematami wojny kulturowej, na przykład w kwestii płci (równe prawa dla kobiet, prawa queer i trans), rasy lub migracji.Wpływ.
Jednym z głównych celów tych organizacji jest zastąpienie uniwersyteckiej wiedzy badawczej własnymi materiałami, wywierając wpływ na wpływowe osoby, z dziennikarzami i nauczycielami zidentyfikowanymi jako cenne cele.Konsekwencje.
Aby przeciwstawić się takim scentralizowanym i skoordynowanym podmiotom, ruch klimatyczny (a w rzeczywistości wszystkie ruchy atakowane przez neoliberalizm) powinien radykalnie się zmienić, zarówno pod względem orientacji, jak i strategii.Kierunek.
Demokracja, przerażający wróg neoliberalizmu, powinna być w centrum naszego nowego kierunku.
#kapitalizm #neoliberalizm #KryzysKlimatyczny #Aktywizm #Strategia
#AnnaBrzezińska #Średniowiecze #Wolność #UkradzioneFB
W 1446 r. przed sądem we francuskim mieście Pamiers stanął niejaki Antoine Simon. Za kradzież. Konkretnie kradzież samego siebie.
Wcześniej Antoine Simon mieszkał ze swoim panem, zasobnym kupcem Ponsem Ferrerem, w Barcelonie. Nie było w tym nic dziwnego, bo szacuje się, że w tamtych czasach nawet 9 % populacji Katalonii stanowili niewolnicy. Ale Antoine'owi Simonowi nie odpowiadało życie w niewoli, więc czmychnął górskim szlakiem na północ, do Francji. W tym również nie było nic dziwnego, choć trasa wiodąca przez Pireneje liczyła ponad 200 km i nie należała do łatwych. Ale w tamtych czasach wśród katalońskich niewolników krążyły już legendy o francuskim powietrzu, które czyni wolnym. Jak zeznał w 1395 r. pewien zbiegły z Walencji czarnoskóry mężczyzna, wystarczy pomieszkać 4 dni na francuskiej ziemi, by stać się wolnym.Zanim w Stanach bowiem powstała kolej podziemna abolicjonistów, w Pirenejach istniała jej średniowieczna protoplastka.
Większość uciekinierów była, jak ich wówczas nazywano, Maurami, czyli niewolnikami afrykańskiego pochodzenia; jednym z nich był właśnie czarnoskóry Antoine Simon. Ale uciekali również Turcy, Bułgarzy czy Rusini. Niektórzy – z niejakim bezwstydem – przebierali się za świątobliwych pielgrzymów. Katalońskie władze, które irytował ten proceder, twierdziły, że w ucieczce pomagali im wolni, żyjący w górach muzułmanie oraz gangi zbiegłych niewolników.
Naturalnie taka ucieczka była przestępstwem. Po schwytaniu zbiega karano; na przykład pewien niewolnik na życzenie swojego pana został przywiązany przed budynkiem sądu i ukarany przynajmniej 50 batami. Ale wcześniej należało zbiega odszukać, czym zajmowali się specjalni poszukiwacze, którzy potrafili po ładnych paru latach dopaść uciekiniera. Oferowano też nagrody. Na przykład w 1413 r. katalońskie władze wynajęły herolda, by ogłaszał 2 razy w roku w Carcassonne, czyli po francuskiej stronie, że ktokolwiek wie, gdzie są zbiegli katalońscy niewolnicy, ma obowiązek przekazać ich katalońskim władzom, te zaś zapłacą mu 10 aragońskich florenów za fatygę.Wskutek interwencji byłego właściciela Antoine trafił do więzienia. Pons Ferrer podnosił przed sądem, że nabył Antoine’a za niebagatelną kwotę 100 aragońskich florenów, niewolnik powinien zostać mu więc bezzwłocznie oddany. Pozwał też pracodawcę Antoine’a. Należąc do wpływowej rodziny kupców i nawigatorów, mógł liczyć na mocne poparcie katalońskich władz.
Lecz Antoine również mógł na coś liczyć: na zdrową sąsiedzką francusko-hiszpańską niechęć oraz obywatelską dumę z odwiecznych mieszczańskich przywilejów.Jego pracodawca zeznał przed sądem, że miał prawo zatrudnić Simona jako wolnego człowieka, gdyż wolność tę gwarantują mu odwieczne zwyczaje i prawa Pamiers, sięgające aż 1228 r. Zgodnie z nimi żaden mieszkaniec Pamiers nie może być niepokojony, kupowany ani sprzedawany przez żadnego świeckiego ani duchownego pana. Gdyby tak nie było, to przecież sam doradziłby mu, żeby uciekał dalej, aż do Tuluzy, najsłynniejszego miasta-azylu dla niewolników.
Tam bowiem już 1203 r. w pewnej sprawie sądowej wszystkie strony postępowania przyznawały, że jest taki lokalny zwyczaj, że nikt z Tuluzy nie może kupić żadnej osoby mieszkającej w Tuluzie ani w pozyskać takiej osoby od kogokolwiek spoza Tuluzy. Kiedy w 1283 r. Tuluza została włączona do królewskiej domeny, spisano miejscowe prawo zwyczajowe, przypominając, że ludzie przybywający, by w Tuluzie osiąść i tu mieszkać, bez znaczenie, skąd są, choćby mieli panów, mogą pozostać wolni od swoich panów i prowadzić tutaj swoje sprawy bez skarg, przeszkód i sprzeciwów swoich panów, a wzmiankowani panowie nie mogą i nie będą przymuszali tych ludzi, żyjących w Tuluzie lub na jej przedmieściach, wedle zamysłu lub widzimisię pana. Dodam, że skala niewolniczych ucieczek do Tuluzy była tak wielka, że Hiszpania podnosiła tę sprawę podczas negocjacji pokojowych, co zaledwie 6 lat przed procesem Antoine’a dało okazję Jeanowi Solacii, urzędnikowi miejskiemu z Tuluzy do wygłoszenia mowy i podnoszenia w niej, że wolność jest naturalnie przedkładana nad inne rzeczy i pożądana przez każdą żywą istotę, i dla każdego, kto prawidłowo rozumuje, jest jasne, że niewola została wprowadzona przemocą i strachem, wbrew pierwszemu prawu naturalnemu.Ale mieszczanie z Pamiers też nie wypadli sroce spod ogona.
Jakiś Jean de Belaybre twierdził podczas postępowania sądowego, że sam urodził się w rodzinie byłego niewolnika, który został uwolniony w Pamiers, bo taki jest tu przywilej. Kupcy zeznający na rzecz Antoine’a przypomnieli kilku niewolników greckiego pochodzenia, którzy wcześniej uzyskali wolność na mocy tej zasady. Ktoś inny zeznał, że niewolnicy mogą żyć w Pamiers wolni, zaś Antoine został ochrzczony i żył jak porządny chrześcijanin, a pojmano go wbrew miejskim przywilejom.Następnie sąd Pamiers – lekceważąc żądanie katalońskich władz i aragońskiej królowej – uznał czarnoskórego Antoine Simona za wolnego człowieka i nowego obywatela Pamiers.
Średniowiecze miewało więcej barw i odcieni niż nam się wydaje.
Literatura w poprzednim wpisie, jak również:
Filip Batselé, Liberty, Slavery and the Law in Early Modern Western Europe. Omnes Homines aut Liberi Sunt aut Servi, Cham: Springer, 2020.
Sue Peabody, An Alternative Genealogy of the Origins of French Free Soil: Medieval Toulouse, [w:] Free Soil on the Atlantic World, ed. Sue Peabody, Keila Grinberg, London&New York: Routledge, 2015.
The #US #NationalParkService is probably the only state institution I have a "net" sympathy for (I still remember their defiant resistance against Trump).
Today FB (otherwise being a coprodump) brought such a nice thing:
Dearest gentle readers,
Whilst the enchantment of nature's magnificence is indisputable, one must not overlook the necessity of prudent planning and safety precautions to ensure a delightful and unblemished park vacation.
As you prepare your trunks and bonnets for a grand park tour, do not neglect the essentials: sunscreen to shield your delicate face from the sun's harsh rays, insect repellent to ward off any tiny winged creatures, and a sturdy pair of trusted footwear to traverse the terrain with robust determination.
Let us also remember proper hydration and sustenance. A hamper brimming with delightful provisions and a flask of refreshment (water) will undoubtedly enhance any outdoor pursuits. Oh, dear, behold, a cheeky squirrel, with eyes full of mischief and a belly full of ambition, doth declare itself the rightful heir to our pretzels that are making us thirsty!
No pretzel for you! Speaking of wildlife, let us refrain from challenging the creatures that inhabit these parks. If not our friend, why are they friend shaped? An oft pondered question, but we digress. Do not endeavor to befriend a bear or partake in frivolous games with bison. It will most assuredly result in the bruising of your dignity, along with your back, head, and in all likelihood, every other major limb.
Therefore, as you embark upon your park holiday, remember to tread lightly, adhere to the designated pathways, eschew the temptation of indulging in idle gossip and reviews (share them here instead), and above all….Why that rebellious squirrel hath returned and is deftly grasping at the quill-
<Three hours later…>
We hath wrestled back thine pen and will close with a message of encouragement to savor every moment of your adventure. Blast and confound it all! It appears we are about to be besieged by a horde of furry squirrels! Think kindly of us and wish us swift deliverance from this most unexpected turn.
Yours forever,
Image: National park volunteers in early 19th century dress at Fort McHenry National Monument & Historic Shrine, MD
#Krindż #Cringe #Flashback #Komputery #CP/M #Z-80 #SłużbaBezpieczeństwa #FirmaPolonijna
Czy Wy też macie tak, że obrazy, dźwięki itp. często wywołują wspomnienia, i niemal zawsze zawstydzające czy bolesne - choć z obecnej perspektywy właściwie błahe i raczej zabawne?
Mechanizm taki sam jak u Prousta, ale całe moje życie były to same nieprzyjemne wspomnienia.
Przykład:
Trafiłem przypadkiem na to zdjęcie, i ni stąd ni zowąd przypomniałem sobie moją wakacyjną praktykę studencką sprzed ponad 40 lat. Wyszukałem sobie i wydeptałem chyba trzy tygodniowy pobyt w pewnej firmie polonijnej (kto dziś pamięta...), zajmującej się składaniem i sprzedażą komputerów (nazywały się chyba DMZ-80) na Z-80, z systemem CP/M i właśnie ośmiocalowymi dyskietkami (podajże nawet z podwójnymi stacjami). Programowałem tam jakieś analizy wynagrodzeń czy inne bzdurki, wieczorami za drobne pieniądze sprzątałem biuro i podpijałem Krupnik z zapasów prezesa (no war but class war), a w ogóle to po paru latach przypadkiem się dowiedziałem, że mnie wzięli za konfidenta SB i traktowali delikatnie jak śmierdzące jajo.
Teraz będzie o krindżu wszechczasów.
Będąc jak zwykle młodym i głupim, uznałem te wspaniałe (w dodatku dwustronne!) dyskietki za jakiś symbol statusu, i raz, totalnie bez sensu i wbrew zasado, wziąłem ich kilka, z zapisanymi źródłowymi danymi płacowymi, do mojego wspaniałego worka żeglarskiego i do akademika, gdzie mieszkałem.
Pech (a raczej moja głupota) chciał, że po drodze kupowałem jedzenie, w tym jajka. I oczywiście jajka nie tylko pogniotłem, ale zalałem nimi owe bezcenne dyskietki.
Możecie sobie wyobrazić moją rozpacz i poczucie winy, gorączkowe przemywanie dyskietek wodą z kranu i suszenie, a następnego ranka śmierć w oczach, kiedy się ich oczywiście nie dało nijak odczytać. Po dramaycznej walce wewnętrznej i niemalże ze łzami w oczach, przyznałem się opiekunce praktyk, i chyba tylko ceń mojego domniemanego pracodawcy uchronił mnie przed natychmiastowym wywaleniem i zapewnił względnie pozytywną opinię na piśmie.
No, wywaliłem to z siebie. Teraz już w moim życiorysie nie ma tajemnic, którymi można by mnie szantażować. Ufffff!
Rozmyślając o powyższych tekstach i o oburzonych postach zarówno w obronie biednych żołnierzyków jak i przeciwko bandytom w mundurach (te same osoby, oczywiście), doszedłem do dwóch konkluzji:
1. Odpowiedzialność za śmierć lub zranienie żołnierza, wysłanego do akcji bez adekwatnego przeszkolenia, wyposażenia i wsparcia, spoczywa w lwiej części na tych, co go do akcji wysłali. Na jego przełożonych, i na mocodawcach politycznych (w tym na oczadziałych nacjonalizmem i militaryzmem rodakach).
2. Tak bulwersujące wielu zdjęcia DIY pałek, łuków i proc (tak, brzydkie napisy są dowodem demoralizacji i żołnierzy, i społeczeństwa, które ich wychowało) dla mnie są wyrazem prób konstruktywnego poradzenia sobie z niemożliwą sytuacją, w jakiej tych żołnierzy postawiono.
Otóż przydzielono im zadania typu policyjnego - odstraszanie, kontrola tłumu, zatrzymanie i konwojowanie. Policja do takich celów ma całą gamę narzędzi nie(koniecznie)zabójczych: kajdanki, pałki, miotacze gazu, granaty gazowe i hukowe, armatki wodne, strzelby gładkolufowe i co tam jeszcze przeoczyłem. Policja jest też (w teorii) przeszkolona do takich działań zarówno w sensie obsługi broni, jaki i działań w formacji. W dodatku (też teoretycznie) działa w ramach ustalonych do tego celu procedur i przepisów prawa.
A co dostali żołnierze?
Teoretycznie:
...tarcze ochronne, kajdanki jednorazowe, przyłbice do hełmów, ochraniacze czy pałki, a także ręczne i plecakowe miotacze gazu pieprzowego.
To pochodzi ze świeżo (13.06) opublikowanego doniesienia PAP o posiedzeniu podkomisji stałej do spraw społecznych w wojsku.
Ale standardowe wyposażenie żołnierza wojsk lądowych nie zawiera nic, co byłoby przydatne do akcji policyjnych. A informacji o ilościach zakupionego policyjnego sprzętu - brak, co wyróżnia się tekście, bo inne zasoby są przynajmniej z grubsza określone ilościowo.
Po drugie, pomimo radosnych informacji o zakupie dodatkowych środków (o środkach "przymusu bezpośredniego" już nie ma tam mowy), notka PAP kończy się wezwaniem, aby żołnierzom pozwolić się samodzielnie doposażać - a to już jest czerwone światło i dzwonek alarmowy w jednym.
Sytuacja dla szeregowego żołnierza bez wyjścia. Albo nie wykona rozkazu, przepuści "agresora" - nie wiem czy wtedy sąd polowy, ale na pewno nie będzie miło. Albo użyje tego, co ma na stanie: bagnetu, kolby (od Grotów się podobno łatwo odłamują), wreszcie granatów i ostrej amunicji - chryja niesamowita, ŻW, prokurator, a jeszcze jak trafi kogoś po białoruskiej stronie, to już ogóle "Jak wywołałem III wojnę światową".
Nasi majsterkowicze wybrali więc rozwiązanie, które niesie najmniejsze zagrożenie konsekwencjami prawnymi, jest zarazem konstruktywne i zdroworozsądkowe - zrobili trochę pałek, trochę proc i jakiś łuk - broń nieśmiercionośna, pozwalająca im jakoś-tam wykonać rozkazy, a jednocześnie niekoniecznie zabić, czy poważnie zranić "agresora". Nie powodował nimi humanitaryzm, zapewne, a raczej typowe dla polskiej armii dupokryjstwo (oraz typowa dla szeregowych żołnierzy kreatywność).
Niemniej skutek nie zasługuje moim zdaniem na święte oburzenie - w każdym razie nie wobec bezpośrednich autorów.
Fotografie: Mikołaj Kiembłowski
#Meta #AI #internetczasdzialac #coRobićJakŻyć
Dostałem dziś rano takie coś na FB:
Pamiętacie te łańcuszki? HA HA.
Ale na serio: @Internet. Czas działać! 🌎, @Panoptykon - co należy wpisać i na jakie przepisy / precedensy się powołać, żeby mieć szansę na skuteczne zastrzeżenie moich treści (zwłaszcza oryginalnych)?