Koop.net.pl jest projektem kooperatywy IT wspierającej osoby twórcze i organizacje w dostarczaniu rozwiązań internetowych opartych o wolne oprogramowanie FOSS.
Jesteśmy grupą osób działających wspólnie by przywrócić internetowi jego pierwotny społecznościowy i wolny charakter.
Wspólnie zbudujmy Twój następny projekt internetowy.
Pozbądź się ograniczeń technologicznych, zależności od dostawców rozwiązań, buduj wspierającą społeczność.
Więcej o nas na stronie:
reshared this
8Petros [$ rm -rv /capitalism/*] i proszę natychmiast przestać reshared this.
Jak US Army budowała mosty. O konsultacjach i ocenach skutków regulacji w Sejmie
30 tysięcy głosów do 75 ustaw, profesjonalny zespół analityków zbierających dane o skutkach regulacji – sejmowy system konsultacji stanowionego prawa wdrożony pół roku temu ustał i zadziałał.Agnieszka Jędrzejczyk (OKO.press)
Prates Of The Caribbean - At World's End First Scene
"In order to effect a timely halt to deteriorating conditions and to ensure the common good, a state of emergencies has been declared for these territories by decree of Lord Cutler Beckett, duly appointed representative of His Majesty the King.
By decree, according to martial law, the following are temporarily suspended.
Right to assembly... suspended.
Right to habeas corpus... suspended.
Right to legal counsel... suspended.
Right to verdict by a jury of peers... suspended."
===========================
[Verse 1]
The king and his men
Stole the queen from her bed
And bound her in her bones
The seas be ours
And by the powers
Where we will, we'll roam
[Chorus]Yo, ho, all hands
Hoist the colours high
Heave ho, thieves and beggars
Never shall we die
Yo, ho, haul together
Hoist the colours high
Heave ho, thieves and beggars
Never shall we die
[Verse 2]
Some men have died
And some are alive
And others sail on the sea
With the keys to the cage
And the Devil to pay
We lay to Fiddler's Green
[Chorus]Yo, ho, all together
Hoist the colours high
Heave ho, thieves and beggars
Never shall we die
[Verse 3]
The bell has been raised
From its watery grave
Do you hear its sepulchral tone?
We are a call to all
Pay heed the squall
And turn your sail toward home
[Chorus]Yo, ho, all together
Hoist the colours high
Heave ho, thieves and beggars
Never shall we die!
reshared this
8Petros [$ rm -rv /capitalism/*], peertube i Jaki piękny koniec świata... reshared this.
[repost Aborcyjny Dream Team] Bardzo ważne jest jak opowiadamy historię Anity, przed którą najpierw zatajono informacje o tym w jakim stanie jest płód, potem zamknięto ją na oddziale psychiatrycznym wbrew jej woli, a potem znów podawano błędne i sprzeczne ze soba diagnozy.
Anita na szczęście znalazła pomoc - w szpitalu w Oleśnicy. To nie jest historia o braku przepisów - jak próbują nam wmawiać lekarze. To nie jest historia o zabójstwie - jak próbują wmawiać wszystkim organizacje antyaborcyjne i prawicowe media.
To jest prawdziwa historia Anity i jej rodziny, opisana przez Paulinę Nodzynska w gazecie wyborczej. Porażająca jest skala przemocy ginekologicznej jakiej Anita doznała.
Bardzo łatwo jest być przeciw aborcji w 9 miesiącu ciąży- o ile to życie nas samych, naszych bliskich nie jest zagrożone.
@aborcja #legalnaaborcja #ciąża #bezpieczeństwo #zdrowie #kobieta #kobiety #dziewczyna #dziewczyny #ciało #szpital #medycyna
reshared this
8Petros [$ rm -rv /capitalism/*] i Olga Matná-Schrödingerová reshared this.
#DzeńZiemi #MollyCrabapple #NaomiKlein #AstraTaylor #Doikayt #Tutejszość #DzieńZiemi
W historycznych (powstałych "za ludzkiej pamięci") koloniach #LudyRdzenne, a co najmniej pamięć o nich, są ważnym probierzem naszej (tj. uogólnionych "ludzi białych") zmiany nastawienia do tych, których nasi przodkowie zdominowali i wyniszczyli. Jednak na terenach skolonizowanych w czasach prehistorycznych, gdzie migracje i kolonizacje odczytujemy z haplogrup i materiałów archeologicznych, fiksacja na "rdzenności" prowadzi do konfuzji czy wręcz nadużyć.
Z pomocą przychodzi "Doikayt" - tutejszość, którą, za Molly Crabapple, zaproponował @Elia Ayoub (he/him) i Naomi Klein oraz Astra Taylor, które piszą:
We wschodniej Europie, przed faszystowską i stalinowską zagładą, żydowski socjalistyczny Związek Pracy zorganizował się wokół jidyszowej koncepcji Doikayt, czyli „tutejszości”. Molly Crabapple, która napisała (niebawem wychodzącą) książkę o tej zaniedbanej historii, definiuje Doikayt jako prawo do „walki o wolność i bezpieczeństwo w miejscach, w których żyli, wbrew wszystkim, którzy chcieli ich śmierci” − nie ucieczki do Palestyny lub Stanów Zjednoczonych.
Być może potrzebna jest współczesna uniwersalizacja tej koncepcji: przywiązanie do prawa do „tutejszości”, tej konkretnej chorej planety, do tych kruchych ciał, do prawa godnego życia w dowolnym miejscu na planecie, nawet jeśli nieuniknione wstrząsy zmuszają nas do przeprowadzki. „Tutejszość” może być przenośna, wolna od nacjonalizmu, zakorzeniona w solidarności, szanująca prawa tubylców i nieograniczona granicami.
Tutejszość, pozwala nam uniknąć fantazjowania o odwieczności, rdzenności i wyjątkowości naszych relacji z tym czy innym kawałkiem ekosystemu. Pozwala nam odetchnąć głęboko tu-i-teraz i spojrzeć na naszych bliźnich-sąsiadów jak na współgospodarzy, o równych nam prawach i obowiązkach wobec "wspólnego pastwiska". Od tego zaczyna się Wielka Zmiana, którą Klein i Taylor formułują za autorkami podcastu "How To Survive The End Of The World":
W tym momencie, gdy faszyzm dni ostatecznych prowadzi wojnę na każdym froncie, nowe sojusze są niezbędne. Ale zamiast pytać: „Czy wszyscy podzielamy ten sam światopogląd?” Adrienne zachęca nas, byśmy zapytali: „Czy bije pani serce i czy planuje pani żyć? Proszę przejść tędy, a resztę ustalimy po drugiej stronie”.
Czego i nam wszystkim życzę (z lekkim opóźnieniem) z okazji Dnia Ziemi.
#Biblioteka #SprawiedliwośćKlimatyczna #Wszechkryzys #SPInKa #TePeWu #Wolontariat #Klasyfikacja #Wordpress #Newsroom
Uruchomiliśmy coś w rodzaju newsroomu poświęconego Wszechkryzysowi i sprawiedliwości klimatycznej. Podpięliśmy do tego parę strumieni ze źródeł godnych zaufania, a będzie tego znacznie więcej.
I teraz jest problem z klasyfikacją. Nasze źródła (prawie) nie używają tagów, a nam zależy na dostępności informacji i jej łatwym profilowaniu. Oznacza, to, że każdy nowy wpis trzeba przeczytać i otagować możliwie szczegółowo. Przykład: spinka.tepewu.pl/2025/04/zyje-…
Oprócz prostego tagowania i kategorii mamy do dyspozycji agregowane tagów (i potencjalnie kategorii) w grupy tematyczne, oraz prezentację tagów pogrupowanych alfabetycznie.
Szukamy teraz osoby lub osób o osobowości i zamiłowaniach bibliotekarskich, które chciałyby długoterminowo to ogarniać:
- klasyfikować na bieżąco przychodzące teksty;
- agregować tagi w sensowne grupy;
- poprawiać istniejącą klasyfikację;
- proponować ulepszenia.
To jest bardzo ważna praca, ponieważ tagi dają możliwosć nie tylko przeglądania treści na WWW, ale też tworzenia sprofilowanych feedów RSS i fediwersowych, a nawet biuletynów mailowych.
Jeśli jesteś taką osobą, daj nam znać. Jeśli znasz taką osobę, daj im znać.
Żyje tu tyle ludzi ile w całej Polsce. „Ruch uliczny jest uspokojony”
Szybka industrializacja japońskiej gospodarki po II Wojnie Światowej doprowadziła do drastycznego rozpowszechnienia się chorób układu oddechowego. Mimo to dziś Japonia jest azjatyckim liderem pod względem jakości powietrza.
Dokładnie pół wieku temu rząd w Tokio, pod naciskami społeczeństwa, przyjął Ustawę o odszkodowaniach za uszczerbki na zdrowiu związane z zanieczyszczeniem (Act on Compensation for Pollution-related Health Damage). Jak do tego doszło?
Japoński cud gospodarczy
Wymęczona wojną, w latach 50. XX wieku Japonia szukała swojej niszy, która umożliwiłaby jej ratowanie konającej gospodarki. Odpowiedzią okazały się przemysł i technologie, które rozwijały się w tak szybkim tempie, że do dziś kraj kojarzony jest z nowoczesnymi rozwiązaniami i robotyką.Podnoszenie państwa z ruiny w taki sposób wiązało się jednak z wysokimi kosztami dla zdrowia obywateli. Powstało nawet pojęcie “astma Yokkaichi”, oznaczające szereg chorób, które zaczęły nękać w latach 60. mieszkańców miasta Yokkaichi – ówczesnego centrum przemysłowego (działały tam głównie zakłady petrochemiczne i rafinerie), położonego w środkowej części wyspy Honsiu.
“Oczekiwana długość życia zarówno mężczyzn, jak i kobiet była znacznie krótsza u pacjentów z miasta Yokkaichi” – wynika z badań.
Emisje z fabryk, zakładów petrochemicznych i elektrowni skutkowały degradacją powietrza, wody i gleby. Doświadczenie Yokkaichi i innych przemysłowych miast i wsi dotkniętych tym problemem doprowadziło do masowych protestów, które przeszły przez kraj w ciągu kolejnej dekady.
Lokalne manifestacje z czasem osiągnęły skalę masową, również dzięki zaangażowaniu mediów i prawników walczących o rekompensaty dla poszkodowanych. Władze musiały wreszcie zareagować.
Zakłady przemysłowe w Yokkaichi. Fot. shutterstock/iamlukyeee
Nowy rozdział w historii
W wyniku presji społecznej w 1973 roku rząd przegłosował przełomową ustawę. Zgodnie z nią, ofiary chorób spowodowanych zanieczyszczeniem (głównie zanieczyszczeniem powietrza) mają prawo do świadczeń kompensacyjnych, takich jak świadczenia medyczne.Pobieraniem funduszy na ten cel (m.in. od firm emitujących szkodliwe związki), a następnie ich przekazywaniem do samorządów zajmuje się Agencja Odbudowy i Ochrony Środowiska (Environmental Restoration and Conservation Agency, ERCA).
„Japonia poczyniła ogromne postępy w walce z zanieczyszczeniami poprzez stałe wysiłki lokalnych mieszkańców i współpracę między przemysłem, rządem i środowiskiem akademickim, stając się jednym z najbardziej zaawansowanych krajów na świecie pod względem kontroli zanieczyszczeń” – czytamy na stronie ERCA.
Japoński dziennik „The Mainichi” – jeden z największych w kraju – zwraca jednak uwagę, że wysokie progi uznaniowe i biurokracja sprawiają, że tysiące ofiar smogu sprzed dekad nie otrzymują należnych im rekompensat. Mimo to Ustawa o odszkodowaniach otworzyła nowy rozdział w historii kraju.
Mowa tu m.in. o przepisach dotyczących emisji spalin samochodowych i krajowych standardach jakości powietrza (limit dla PM2.5 wynosi 35 µg/m³ średniodobowo).
I chociaż w skali całej Azji Japonia wypada pod tym względem bardzo dobrze (według rankingu IQAir ustępuje miejsca wszystkim azjatyckim krajom), to nie znaczy, że problem smogu został tam całkowicie rozwiązany.
Zanieczyszczenia transgraniczne
Chiny, które dzielą morze z Japonią, mierzą się z wielokrotnie przekroczonymi normami powietrza w największych miastach. Okazuje się, że chiński – i nie tylko – smog truje również obywateli sąsiednich państw – w tym właśnie Japonii. Zjawisko to nosi nazwę transgranicznego zanieczyszczenia powietrza.– I ma ono znaczący wpływ na to, czym oddychają Japończycy. Chiny emitują cząstki pierwotne, lotne związki organiczne i tlenki azotu, a także tlenki siarki z powodu częstego spalania węgla – tłumaczą dla SmogLab badacze z japońskiego Narodowego Instytutu Badań Środowiskowych (National Institute for Environmental Studies, NIES).
Dodają przy tym jednak, że ostatnie działania ze strony rządów obu państw przyczyniły się do ograniczenia emisji niektórych z nich. Przykład?
Każdego roku odbywa się szczyt ministrów środowiska Chin, Japonii i Korei Południowej, który nosi nazwę Trójstronnego Dialogu Politycznego w sprawie Zanieczyszczenia Powietrza. Spotkania trwają od 11 lat. W tym roku ministrowie omówili m.in. wyniki badań nad czynnikami generującymi ozon i środkami, które mają zaradzić występowaniu pyłu zawieszonego PM2.5.
Mimo wymiany informacji i chęci współpracy, zanieczyszczenia transgraniczne pozostają dla Japonii znaczącym problemem. Według danych IQAir, to główny powód, dla którego ozon przyziemny, mimo krajowych regulacji, nie zmniejsza w wystarczającym stopniu (ten szkodliwy gaz powstaje, gdy związki chemiczne takie jak tlenki azotu i lotne związki organiczne reagują pod wpływem promieniowania słonecznego).
Na tym jednak problemy z utrzymaniem dobrej jakości powietrza w kraju się nie kończą.
Transport publiczny na ratunek
Chociaż Japonia osiągnęła ogromny sukces w walce ze smogiem w ciągu ostatnich dekad, to kraj nadal boryka się z problemem emisji spalin ze źródeł mobilnych. Liczba samochodów w kraju zaczęła gwałtownie wzrastać w latach 70. ubiegłego wieku, gdy kraj przeżywał boom motoryzacyjny i pod względem produkcji aut Japonia do dziś utrzymuje się w ścisłej czołówce światowej.Tylko jak to możliwe, że mimo bardzo rygorystycznych przepisów dotyczących ruchu samochodowego, to nadal jedno z głównych, obok zanieczyszczeń transgranicznych i emisji przemysłowych, źródeł smogu? Żeby to zrozumieć, trzeba spojrzeć na Tokio – największe miasto na świecie, którego obszar metropolitalny zamieszkuje niemal 40 mln osób – to jakby cała Polska żyła w jednej metropolii. Nic więc dziwnego, że samochody produkują dużą ilość trujących gazów.
Sytuacja byłaby pewnie znacznie gorsza, gdyby nie inwestycje w transport zbiorowy. Tokijskie pociągi, autobusy i tramwaje skutecznie skomunikowały miasto – pod tym względem metropolia zajmuje 10. miejsce na 65 państw ujętych w rankingu OliverWyman Forum. Ustępuje miejsca m.in. Helsinkom, Zurychowi czy Singapurowi.
– Mobilność mieszkańców Tokio opiera się na transporcie publicznym, przede wszystkim na gęstej i dostępnej sieci metra. Samochody czy motory mają drugorzędne znaczenie. Transport szynowy – metro i kolej – okazuje się być szybszy i wygodniejszy. Dzięki temu ruch uliczny jest uspokojony i zachowuje zdrowe proporcje między przestrzenią dla pieszych, rowerzystów i kierowców samochodów – komentuje dla SmogLab Kamila Jankowska, absolwentka studiów miejskich na UW, która niedawno wróciła z Japonii. I dodaje:
– To, co najbardziej zaskoczyło mnie w Tokio i w innych miastach Japonii, które zwiedziłam, to niezwykła popularność rowerów jako podstawowego środka transportu. Pomimo tego, że na tokijskich ulicach wciąż widać modernistyczne wzorce planowania, które stawiały na samochód, to bardzo łatwo jest znaleźć na nich ciszę. Jestem przekonana, że to właśnie dzięki uspokojonemu ruchowi samochodowemu.
Poza rozwijaniem transportu publicznego, władze kraju dążą do rozpromowania samochodów elektrycznych, które mają ograniczyć emisję tlenków azotu. Póki co na przeszkodzie stoi niewielka liczba stacji ładowania pojazdów, co przekłada się na stosunkowo niewielką liczbę „elektryków” na japońskich ulicach. Rząd zamierza jednak rozwijać infrastrukturę w tym kierunku.
Metro w Tokio (Japonia). Fot. shutterstock/Phuong D. Nguyen
Różne miasta, różne powietrze
Chociaż ogólna jakość powietrza w Japonii uważana jest za „dobrą”, to obserwuje się znaczne różnice między poszczególnymi regionami czy miastami.– Standardy środowiskowe dla utleniaczy fotochemicznych (wtórnych zanieczyszczeń powietrza – przyp. red.) w większości Japonii nie zostały osiągnięte, a ich wysokie stężenia występują zwłaszcza w dużych aglomeracjach – potwierdzają badacze z NIES. I dodają: – Norma środowiskowa dla PM2.5 w kraju została już prawie osiągnięta. Pod tym względem najgorzej jest na zachodzie Japonii, co zdaje się mieć związek z emisjami z Azji kontynentalnej.
Najczystszym miastem w Japonii jest Obihiro w południowej części wyspy Hokkaido. W 2008 roku uznano je za „wzór japońskiego miasta ekologicznego”. Za jego sukces w dużej mierze odpowiada brak dużych zakładów produkcyjnych, w przeciwieństwie do najbardziej zanieczyszczonego miasta – Imari na zachodzie wyspy Kiusiu. Słynie ono z produkcji porcelany eksportowanej na cały świat. To właśnie fabryki są uważane za główną przyczynę smogu w tym mieście.
Być może Japonii uda się zniwelować różnice w jakości powietrza w poszczególnych miejscowościach. Służyć temu ma między innymi bardzo zaawansowany system monitoringu poziomu zanieczyszczeń, w tym satelitarny (służy do tego GOSAT GW, Global Observing SATellite for Greenhouse gases and Water cycle, projekt skupiający się głównie na monitorowaniu gazów cieplarnianych, ale coraz częściej wyłapuje również informacje na temat pyłów i cząstek tworzących smog).
Jedno jest pewne – na tę chwilę Japonia jest najbliżej osiągnięcia norm powietrza wyznaczonych przez WHO spośród wszystkich azjatyckich państw, mimo fatalnych zanieczyszczeń jeszcze kilka dekad temu.
Kraj odrobił trudną lekcję – industrializacja “ponad wszystko” wcale nie oznacza postępu. To lekcja, którą wciąż musi sobie przyswoić większość państw na świecie.
–
Zdjęcie tytułowe: shutterstock/i viewfinder
Wpis pochodzi ze strony SmogLab.
Japonia liderem jakości powietrza w Azji. Ale nie zawsze tak było
Japonia jest jednym z najmniej zanieczyszczonych państw w Azji, chociaż jeszcze kilka dekad temu mierzyła się z ogromnym smogiem.Anna Mikulska (SmogLab)
Wybierasz się na spacer? Przy okazji pomóż w badaniach skutków zmiany klimatu!
Czy zwykły spacer po lesie może przyczynić się do rozwoju nauki? Dzięki platformie iNaturalist każdy z nas może stać się badaczem przyrody i wspierać naukowców w monitorowaniu zmian środowiska. W erze kryzysu różnorodności biologicznej i zmiany klimatu nauka obywatelska (citizen science) staje się kluczowym narzędziem w ochronie przyrody. Jednocześnie, jak podkreśla dr inż. Sonia Paź-Dyderska z Instytutu Dendrologii PAN, lekcją postawy obywatelskiej. A wszystko może zacząć się od jednego zdjęcia.
Ilustracja 1: Dr inż. Sonia Paź-Dyderska zdjęcie: Klaudia Jopek.
Jak zainteresowałaś się tematem citizen science?
Zaczęło się to od tego, że w Zakładzie Ekologii w Instytucie Dendrologii PAN, w którym pracuję, często wykorzystujemy dane z portalu iNaturalist do tworzenia modeli rozmieszczenia gatunków i przewidywania, jak przesuną się ich zasięgi występowania w warunkach zmiany klimatu. Zainteresowało mnie, jak wygląda cały proces gromadzenia tych obserwacji – zarówno z perspektywy naukowców, którzy je wykorzystują, jak i wolontariuszy, którzy je dostarczają.
Jak narodziła się citizen science?
Dawniej nauką zajmowali się głównie zamożni pasjonaci – była to elitarna aktywność. Dopiero w XIX wieku, wraz z finansowaniem badań przez rządy i instytucje oświatowe, kariera naukowa stała się dostępna dla szerszego grona osób. Wtedy też naturalnie pojawiło się pojęcie naukowca profesjonalnego. W opozycji był ten często niedoceniany naukowiec-amator.
Dziś rola naukowców obywatelskich znowu rośnie. Często zdarza się, że wkład osób niezwiązanych zawodowo z nauką, lecz aktywnie uczestniczących w badaniach, jest kluczowy dla ich postępu. I tutaj pojawia się pojęcie citizen science, które narodziło się w latach dziewięćdziesiątych. Łączy ono dwa światy – profesjonalnej nauki i naukowców-amatorów – opierając się na wspólnych projektach. W ich ramach naukowcy obywatelscy zbierają dane, specjaliści je analizują, a następnie wyniki tej współpracy są prezentowane społeczeństwu.
Czy badacz-amator może realnie pomóc ekspertowi?
Jak najbardziej. Działalność naukowców obywatelskich ma nieocenione znaczenie dla nauki, ponieważ to dzięki ich entuzjazmowi i zaangażowaniu możliwe jest gromadzenie ogromnych ilości danych, których zawodowi badacze, mimo najlepszych chęci, fizycznie nie byliby w stanie pozyskać.Ilustracja 2: Obserwacje terenowe na rzecz nauki obywatelskiej mogą stanowić świetną przygodę, szczególnie jeśli połączymy je z wycieczką do pobliskiego lasu czy parku. Zdjęcie: S. Paź-Dyderska.
Jest to szczególnie istotne w badaniach środowiskowych. Świat przyrody jest tak złożony, że wąskie grono specjalistów może poznać tylko jego wycinek. Dopiero zaangażowanie większej liczby osób, w tym wolontariuszy, pozwala prowadzić badania na szerszą skalę. Dziś, dzięki nowoczesnym aplikacjom, proces ten stał się znacznie prostszy. Dawniej wymagał on większego wysiłku ze strony wolontariuszy, którzy np. musieli ręcznie spisywać obserwacje. Dzisiaj nie dość, że zbieranie danych jest wygodniejsze, bo formularz mieści się w telefonie, to wyniki są dostępne niemal natychmiast, co pozwala na ich dynamicznie wykorzystanie w badaniach.
Jak wyglądają przykładowe projekty, w które włączają się naukowcy obywatelscy?
To może być nawet aktywność, która nie wymaga wychodzenia z domu. Jednym z klasycznych przykładów jest projekt Galaxy Zoo, w ramach którego internauci wspierają naukowców, oglądając na swoich komputerach zdjęcia galaktyk i przypisując je do określonego kształtu. Innym przykładem jest projekt Globe at Night, skoncentrowany na badaniu zanieczyszczeniu światłem. Wolontariusze wychodzą w określony dzień przed dom i oceniają, ile gwiazd są w stanie dostrzec na danym obszarze. Ważnym projektem na pewno jest eBird, globalny projekt nauki obywatelskiej do rejestrowania obserwacji ptaków. Dzięki niemu możemy w czasie rzeczywistym i na niespotykaną dotąd skalę monitorować np. migracje ptaków.
Moim ulubionym projektem jest jednakiNaturalist, w ramach którego wolontariusze dzielą się swoimi obserwacjami dotyczącymi wszystkich gatunków – roślin, zwierząt i grzybów – z całego świata. Dzięki zgromadzonym danym, iNaturalist wspiera badania nad różnorodnością biologiczną, monitorowanie zmian klimatycznych oraz ochronę gatunków zagrożonych. Jest wykorzystywany przez naukowców, edukatorów, a przede wszystkim przez szerokie grono pasjonatów przyrody.W kontekście citizen science pojawianie się nowych technologii i smartfonów może być tym z nielicznych przypadków, kiedy nie tylko nas nie ogłupiają, ale wręcz pozwalają spełnić dziecięce marzenia o byciu naukowcem?
Zdecydowanie. To świetny przykład na to, jak technologia może wnosić cenny wkład w naszą wiedzę o przyrodzie, a także w kształtowanie społeczeństwa, ponieważ citizen science rozwija w wolontariuszach cechy obywatelskie. Nauka obywatelska fantastycznie sprawdza się w szkołach i na studiach wyższych, nie tylko jako źródło inspiracji do projektów naukowych, ale także jako ważny element w wychowywaniu społeczeństwa, które troszczy się o otaczające je środowisko.
Ilustracja 3: Obserwacje można udostępniać w iNaturalist bezpośrednio z terenu z wykorzystaniem aplikacji mobilnej lub też z domu korzystając z komputera. Zdjęcie: S. Paź-Dyderska.
Czy w takim razie w Polsce nauka obywatelska jest popularna?
Rozwija się, a chętnych do działania z każdym rokiem przybywa. Jeśli jednak miałabym mówić na przykładzie iNaturalist, czyli projektu, który jest mi najbliższy, widać, że w porównaniu do Europy zachodniej liczba udostępnionych obserwacji w Polsce nadal jest niewielka. Prym wiodą Wyspy Brytyjskie, Niemcy i Francja, a w Polsce oraz u naszych wschodnich sąsiadów pokrycie obszaru danymi jest zdecydowanie mniejsze. Jest więc tutaj dla nas pole do rozwoju.
Jak powstała platforma iNaturalist i kto za nią stoi?
Strona iNaturalist powstała w 2008 roku jako projekt magisterski trojga studentów. Jego celem było zbieranie danych o różnorodności biologicznej przez wolontariuszy, którzy dzielili się fotografiami różnych organizmów na platformie internetowej. Jeden z tych studentów, Ken-ichi Ueda, kontynuował rozwój projektu, a po kilku latach nawiązał współpracę ze Scottem Loarie, pracownikiem naukowym z Uniwersytetu Stanforda. Obecnie są oni dyrektorami całego iNatualist.
W 2014 roku iNaturalist wypłynął na szersze wody, rozpoczynając współpracę z California Academy of Sciences, jednym z największych muzeów historii naturalnej na świecie. Już w tym samym roku liczba zgromadzonych przez wolontariuszy obserwacji przekroczyła milion. Była to więc oddolna inicjatywa, która spotkała się z dużym zainteresowaniem.
Dodałabym też, że iNaturalist jest platformą inkluzywną, ponieważ umożliwia zbieranie danych dotyczących całego świata naturalnego. Nie koncentrujemy się na tym, by zachęcać ludzi do przesyłania danych np. tylko o dzięciołach, ale zbieramy wszystko, co użytkownicy mają do zaoferowania. Następnie naukowcy mogą wybrać te dane, które są dla nich istotne. Uważam, że takie podejście na dużą skalę i w długofalowej perspektywie jest bardziej efektywne i zachęcające, zwłaszcza że proces zbierania obserwacji w każdym projekcie zwykle rozkręca się stopniowo.
Jak wygląda aplikacja iNaturalist z punktu widzenia użytkownika?
Ilustracja 4: Obserwacje można udostępniać w iNaturalist bezpośrednio z terenu z wykorzystaniem aplikacji mobilnej lub też z domu korzystając z komputera. Zdjęcie: S. Paź-Dyderska.
Działa intuicyjnie i jest całkowicie darmowa. Główną funkcją serwisu jest możliwość łatwego udostępniania danych dotyczących występowania wszystkich gatunków, korzystając zarówno z aplikacji mobilnej iNaturalist na telefony komórkowe jak i ze strony internetowej. Każda obserwacja jest cenna, a jeśli ktoś szczególnie interesuje się jakąś grupą organizmów, np. gryzoniami czy owadami zapylającymi, warto się na niej skupić. Oprócz udostępniania własnych zdjęć można także przeglądać zdjęcia innych użytkowników, a jeśli ktoś jest bardziej zaawansowany – może również pomóc innym w identyfikowaniu ich obserwacji.
Kiedy i co warto obserwować?
Obserwacje można prowadzić przez cały rok i na każdym kroku. Wiosna to jeden z najlepszych momentów na rozpoczęcie przygody z iNaturalist – z każdym dniem pojawia się coraz więcej gatunków, które można dostrzec nawet podczas codziennego spaceru z psem.Jedną z największych luk w bazie iNaturalist, którą wolontariusze mogliby pomóc wypełnić, jest królestwo grzybów – wciąż znacznie mniej poznane niż świat roślin i zwierząt. Warto więc zwrócić na grzyby większą uwagę podczas prowadzenia swoich obserwacji.
Co ważne, nie trzeba szukać odległych, atrakcyjnych przyrodniczo miejsc, żeby zaobserwować coś ciekawego – fascynujące spotkania mogą wydarzyć się tuż za progiem własnego domu. Zaangażowanie w iNaturalist uczy spostrzegawczości i sprawia, że dostrzegamy to, co na co dzień umyka uwadze. Moim ulubionym przykładem jest moment, gdy pod blokiem, w środku miasta, po raz pierwszy w życiu zaobserwowałam ropuchę zieloną.Ilustracja 5: Grzyby to grupa organizmów niedoreprezentowanych w bazie iNaturalist. Zdjęcie: A. Kardaś.
Zaobserwowałaś ropuchę zieloną pod blokiem, co dalej robisz jako naukowiec obywatelski? Czy musisz być w stanie nazwać swoją obserwację czy wystarczy, że wyda ci się ona interesująca?
Największą zaletą iNaturalist jest to, że nie musisz mieć specjalistycznej wiedzy. Wystarczy, że zrobisz zdjęcie, a jeśli chodzi o ptaki, możesz także nagrać ich śpiew. Następnie przesyłasz pliki za pomocą aplikacji mobilnej lub strony internetowej. Kolejnym krokiem jest podanie podstawowych informacji: miejsca i daty obserwacji.
Jeśli masz pewne przypuszczenia, co zaobserwowałaś, możesz wpisać ogólniejszą kategorię, na przykład „ropucha” albo „płaz”. Dodatkowo aplikacja często całkiem trafnie podpowiada, jaki gatunek jest widoczny na zdjęciu. Potem wystarczy poczekać – inni użytkownicy pomogą w identyfikacji. Aby obserwacja miała wartość merytoryczną, co najmniej dwie osoby muszą się zgodzić co do tego, co zostało zaobserwowane. Wtedy zyskuje ona tak zwany stopień badawczy i trafia do globalnych baz danych, takich jak GBIF (Global Biodiversity Information Facility), czyli międzynarodowej platformy gromadzącej zweryfikowane informacje o rozmieszczeniu gatunków na świecie. A stąd już bezpośrednio pobierają je osoby zajmujące się konkretnymi problemami środowiskowymi.
Czyli wolontariusz nie może popełnić błędu i nie wystawia się na krytykę, nawet jeśli ropuchę zieloną nazwie żabą?
Ilustracja 6: Tak wygląda aplikacja iNaturalist. Najważniejsze pola od góry: dodane przez nas zdjęcie dziko występującej rośliny, zwierzęcia lub grzyba; nazwa zaobserwowanego gatunku (aplikacja może ją podpowiedzieć); data i godzina obserwacji; lokalizacja obserwacji.
Nie, jest to bardzo otwarta i przyjazna społeczność, w której zamiast krytyki można liczyć na wskazówki od bardziej doświadczonych użytkowników. Jeśli w ogóle można mówić o błędzie, to raczej w kontekście jakości zdjęcia, np. gdy jest zbyt niewyraźne, by można było rozpoznać gatunek. Na szczęście nie trzeba mieć profesjonalnego sprzętu i smartfony w zdecydowanej większości przypadków będą wystarczające. W iNaturalist nie ma miejsca na wstyd czy obawy przed pomyłką. Jeśli nie jesteśmy czegoś pewni, to inni użytkownicy na pewno nam pomogą – to właśnie na tym polega nauka obywatelska!
A czy są tam mechanizmy znane nam z mediów społecznościowych – lajki lub inne formy walidacji?
Tak, można oznaczać swoje ulubione obserwacje gwiazdkami. Warto też wspomnieć o elemencie zdrowej rywalizacji, ponieważ serwis automatycznie generuje statystyki, co dla wielu osób stanowi dodatkową motywację. Możesz na przykład zobaczyć, że właśnie zebrałaś już dwusetny gatunek w swojej historii albo że przekroczyłaś liczbę tysiąca obserwacji. Dla osób niezwiązanych z nauką obywatelską może to brzmieć trochę abstrakcyjne, ale dla pasjonatów przyrody to świetna zabawa. Można śledzić swoje postępy, porównywać je ze znajomymi i czerpać satysfakcję z każdej nowej udokumentowanej obserwacji.
A ile Ty masz już obserwacji na koncie?
Cztery i pół tysiąca. Ale to nie wyścig – w nauce obywatelskiej kluczowa jest zasada „po pierwsze nie szkodzić”. Oznacza to, że podczas dokumentowania gatunków powinniśmy unikać niepokojenia zwierząt czy niszczenia roślin. To jest zawsze kompromis – z jednej strony dane są cenne, z drugiej, nasza ciekawość czy chęć obejrzenia z bliska jakiegoś gatunku nie powinny odbywać się kosztem jego dobrostanu.
Słyszałam nawet porównanie, że zbieranie obserwacji przypomina trochę kolekcjonowanie Pokémonów. Jednak w przypadku rzadkich i zagrożonych gatunków trzeba zachować ostrożność i rozsądek. Jeśli w jakimś miejscu gniazduje np. rzadki gatunek ptaka, iNaturalist oferuje funkcję „geoprywatności”, dzięki której lokalizacja takiej obserwacji nie jest publicznie dostępna. W przypadku niektórych gatunków warto z niej skorzystać – nie zawsze dobrze, by tego typu dane były w pełni dostępne. Ja skorzystałam z niej na przykład po zaobserwowaniu dzięcioła zielonosiwego w Biebrzańskim Parku Narodowym. Dla gatunków szczególnie zagrożonych serwis sam ukrywa miejsce i dokładną datę obserwacji dla innych użytkowników. Na przykład, szczegółowe dane obserwacji żubra z Puszczy Białowieskiej zostaną automatycznie ukryte.Ilustracja 7: Dzięcioł zielonosiwy. Zdjęcie: Alastair Rae (licencja CC BY-SA 2.0).
A z jakich danych korzystacie najczęściej jako Instytut Dendrologii PAN?
Najważniejsze są dla nas informacje dotyczące rozmieszczenia wszystkich gatunków roślin. Najczęściej badamy drzewa, bo to one pełnią rolę „inżynierów ekosystemów” i decydują, co dalej z danym ekosystemem leśnym będzie się działo. Analizowaliśmy także wpływ zmiany klimatu na krzewinki – w naszym przypadku borówki – oraz na rośliny zielne runa leśnego, np. zawilce.
Tu znowu nawiążę do kwestii zaangażowania w citizen science w Polsce i innych krajach na wschód od Odry. Pokrycie danymi, z których korzystamy, jest tu nadal niewielkie. Jeśli brakuje odpowiedniej ilości danych, to nasze modele mają ograniczoną jakość. Przez to na przykład trudniej wskazać granicę zasięgu występowania badanego gatunku.
W krajach zachodnich dane były zbierane w sposób systematyczny, szybko digitalizowane i udostępniane. U nas problemem nie jest ich brak, lecz rozproszenie – wiele informacji pozostaje w archiwach, w formie książek lub w raportach z mniejszych projektów, przez co nie są łatwo dostępne. Dlatego dane z iNaturalist są dla nas niezwykle cenne. W skali Europy Środkowo-Wschodniej pomagają lepiej rozpoznać rzeczywisty stan środowiska przyrodniczego, a dzięki temu pozwalają nam dokładniej przewidywać, jak poszczególne gatunki zareagują na zmianę klimatu.
Czy jest zatem synergia między obserwacjami czynionymi przez amatorów a badaniami klimatu, zwłaszcza w kwestii jego zmiany?
To zależy od projektu, ale zdecydowanie tak. Świetnym przykładem jest Globe Observer, w ramach którego wolontariusze współpracują między innymi z naukowcami z NASA. Przesyłają dane dotyczące temperatury czy zachmurzenia, które są następnie porównywane z danymi satelitarnymi. Dzięki temu możliwa jest podwójna weryfikacja, ponieważ naukowcy mogą sprawdzić, czy to, co widzi satelita, zgadza się z obserwacjami z poziomu ziemi.Ilustracja 8: W aplikacji Globe Observer znajdują się podpowiedzi np. jak opisać kolor nieba lub chmury. Zdjęcie: A. Kardaś.
Jeśli chodzi o wpływ zmiany klimatu na dziką przyrodę to przykładem mogą być badania naszego zespołu. Opracowaliśmy modele występowania dla głównych gatunków drzew i roślin runa lasów, które bez danych ziNaturalist byłyby znacznie mniej dokładne. Dzięki temu wykazaliśmy, że w Europie Środkowej główne lasotwórcze gatunki drzew utracą optimum klimatyczne (Dyderski i in., 2025) Będzie się to wiązało ze zmianą charakteru naszych lasów – z iglastych, wysokich i z dużą ilością światła w kierunku liściastych, niskich i bardziej zacienionych. Zyskają za to niektóre gatunki inwazyjne (Puchałka i in., 2023). Zmiany dotkną też roślin runa – spodziewamy się utraty zarówno cieszącej oko wiosną konwalii majowej (Puchałka i in., 2023), jak i owocującej latem borówki czernicy (Puchałka i in., 2023) w dużej części kraju.
Innym przykładem są nasze badania nad terminem kwitnienia zawilca gajowego (Puchałka i in., 2022). Analizowaliśmy pozyskane z iNaturalist zdjęcia zawilców z różnych części Europy, sprawdzając, kiedy i gdzie w ostatnim czasie zakwitały. Następnie wykorzystaliśmy dane dotyczące scenariuszy zmian klimatu, uwzględniających wzrost temperatur i zmiany w ilości i rozkładzie opadów. Na tej podstawie przygotowaliśmy modele, które pokazują, że już za 20-30 lat zawilce mogą kwitnąć nawet o miesiąc wcześniej. To ogromna zmiana nie tylko dla samych zawilców, ale i powiązanych z nimi organizmów, np. zapylaczy. Wpłynie to więc na funkcjonowanie całych ekosystemów leśnych. Uzyskane wyniki jasno wskazują, że synergia między działalnością wolontariuszy i badaniami naukowców zajmujących się zmianą klimatu jak najbardziej występuje.
Co ciekawe, niektóre projekty dotyczą nie przyszłości, ale przeszłości klimatu. W ramach projektu Old Weather wolontariusze odczytywali zapisy o pogodzie i zasięgu lodu morskiego pochodzące z dzienników okrętowych amerykańskich statków badawczych, które w XIX i XX wieku badały Arktykę. Projekty citizen science jak najbardziej odgrywają więc istotną rolę w badaniach klimatycznych.
Jaka będzie przyszłość citizen science?
Ilustracja 9: Obserwacje w terenie można połączyć z nauką rozpoznawania gatunków. Zdjęcie: S. Paź-Dyderska.
Przyszłość citizen science rysuje się w pozytywnych barwach. Statystyki, które iNaturalist publikuje co roku, pokazują, że liczba obserwacji, zarejestrowanych użytkowników i publikacji opartych na tych danych rośnie z każdym rokiem. Mówi się, że po epoce chemii i fizyki, żyjemy teraz w epoce biologii, co wiąże się z zapotrzebowaniem na coraz dokładniejsze dane o rozmieszczeniu gatunków i ich przystosowaniach do zmieniającego się środowiska. Zatem rola nauki obywatelskiej, zwłaszcza w badaniach środowiska, będzie coraz większa.
Trudno wyobrazić sobie prowadzenie wielu badań środowiskowych na tak dużą skalę bez wsparcia, które oferuje iNaturalist. Bez danych zbieranych przez wolontariuszy, przygotowanie modeli rozmieszczenia gatunków czy analiz wpływu zmiany klimatu na gatunki byłoby znacznie trudniejsze. Dodatkowo, dzięki zaangażowaniu wolontariuszy, możliwe jest prowadzenie tego typu badań w sposób tani. Wystarczy komputer z dostępem do Internetu oraz odpowiednia wiedza i umiejętności analityczne, aby skutecznie wykorzystać te dane do rozwiązywania problemów badawczych.
Dlaczego warto dołączyć do społeczności iNaturalist lub innego projektu nauki obywatelskiej?
Jednym ze sposobów radzenia sobie z niepokojem o stan środowiska jest działanie. Bycie naukowcem obywatelskim to aktywność, która dla wielu osób pozostaje w strefie komfortu, ponieważ w prosty i przyjemny sposób – poprzez obserwowanie przyrody – możemy przyczynić się do jej lepszego poznania. Nasze zdjęcia i nagrania mogą zostać wykorzystane w badaniach, które mają konkretny wpływ m.in. na działania z zakresu ochrony przyrody. Co więcej, obserwacje z naszej okolicy sprawią że opracowywane wyniki będą uwzględniać także naszą lokalną specyfikę, w myśl zasady „nic o nas bez nas”.
Zdanie, które mi przyświeca to: “Kiedy w przyszłości ktoś cię zapyta, co zrobiłaś/eś, by powstrzymać negatywne skutki zmian klimatycznych, możesz powiedzieć: starałam/em się pomóc zrozumieć ten problem, by wspólnie znaleźć na niego jak najlepsze rozwiązanie”. To też jest moją główną motywacją do angażowania się w citizen science.
Co roku iNaturalist publikuje zestawienia, które pokazują, przy ilu artykułach naukowych wykorzystano te dane. W każdym z nich pojawia się informacja dzięki jakim projektom powstały, a często także podziękowania dla wolontariuszy. Z roku na rok ich przybywa, a często są publikowane w renomowanych czasopismach, przekładając się następnie na kreowanie skuteczniejszej polityki klimatycznej.
Dr inż. Sonia Paź-Dyderska pracuje w Instytucie Dendrologii PAN. Zajmuje się ekologią funkcjonalną roślin, a także przewidywaniem wpływu zmiany klimatu na funkcjonowanie lasów. Interesuje się ochroną przyrody oraz tematyką citizen science. Ma na swoim koncie ponad 4,5 tysiąca obserwacji zgromadzonych na platformie iNaturalist.
The post Wybierasz się na spacer? Przy okazji pomóż w badaniach skutków zmiany klimatu! appeared first on Nauka o klimacie | naukaoklimacie.pl.
iNaturalist - włącz się w badania naukowe (citizen science)
Nauka obywatelska, "citizen science" - jak włączyć się w naukowe badania przyrody i skutków zmiany klimatu? iNaturalist, Globe Observer i in.Gościnnie dla Nauki o klimacie (Nauka o Klimacie)
reshared this
8Petros [$ rm -rv /capitalism/*], Enkiusz🇺🇦 i matt reshared this.
timorl likes this.
reshared this
Kit Malone, Shannon Prickett, an_believable, 8Petros [$ rm -rv /capitalism/*], Wojsław Brożyna 🌞🌲🏴, Alexandre B A Villares 🐍 i theM0ntarCann0n reshared this.
#DOGE pack, moving fast and breaking things, is trying to create real-life #BigBrother system, powered by LLM agent. But at the same time Trump is effectively dismantling the federal power that is necessary to keep such system working. If the US of A disintegrates into a patchwork of mainly autonomous states, there will be no system to maintain.
This way or another, a new quality is going to emerge.
#jm jakby politycznie 2025/04/21 16:10:26 ♥
2025/04/21 16:10:26 przez m.blabler, 4 ♥
(Feed generated with FetchRSS)
blabler.pl/s/1icZn
Wstaw sobie do filtrów tag #olejto jeśli masz dość tej czkawki w feedzie. Chwilowo jej potrzebuję.
Please ignore the #olejto tag to get rid of this hiccup.
8Petros [$ rm -rv /capitalism/*] reshared this.
Altbot
in reply to rmikke • • •The image shows a chalkboard sign placed outside a building with a sign above it that reads "LOKAL WYBORCZY," indicating it is a polling station. The chalkboard sign has a wooden frame and is black with white text. The text on the sign reads: "PROSIMY NIE RYSOWAĆ MĘSKIEGO PRZYRODZENIA NA KARTACH DO GEOSOWANIA, BO W OSTATNICH WYBORACH WYGRAŁ," which translates to "Please do not draw a male genitalia on voting cards, because in the last elections he won." The sign is placed on a tiled pavement, and the building has a beige facade with a white door and window. The watermark "570 STUDIO" is visible in the top right corner of the image.
Provided by @altbot, generated privately and locally using Ovis2-8B
🌱 Energy used: 0.194 Wh