Jourdon Anderson's Letter to His Former Enslaver, 1865
In 1865, Jourdon Anderson, a formerly enslaved man from Tennessee, received a letter from his former enslaver, Colonel P.H. Anderson, asking him to return and work on his plantation. Jourdon responded with dignity and clarity, explaining why he would not go back.
---
#### To My Old Master, Colonel P.H. Anderson, Big Spring, Tennessee
Sir,
I got your letter and was glad to know you remembered me and wanted me to come back. You promised to treat me better than anyone else could. I have often worried about you. I thought the Yankees would have hung you for hiding Rebels at your house. I suppose they never found out about you going to Col. Martin's to kill the Union soldier left in the stable. Even though you shot at me twice before I left, I didn’t want to hear of you being hurt. I’m glad you are still alive.
It would be nice to visit the old home and see Miss Mary, Miss Martha, Allen, Esther, Green, and Lee. Give them my love and tell them I hope we will meet in a better world if not in this one. I would have visited you all when I worked in the Nashville hospital, but a neighbor told me Henry intended to shoot me if he ever got the chance.
I want to know what good chance you propose for me. I am doing fairly well here. I get $25 a month, with food and clothing. I have a comfortable home for Mandy (people here call her Mrs. Anderson) and the children, Milly, Jane, and Grundy. They go to school and are learning well. The teacher says Grundy has a head for a preacher. They go to Sunday school, and Mandy and I attend church regularly. We are kindly treated. Sometimes people say, "The colored people were slaves in Tennessee." The children feel hurt, but I tell them it was no disgrace to belong to Col. Anderson. Many would have been proud, as I used to be, to call you master.
If you will write and say what wages you will give me, I can better decide if it would be to my advantage to move back.
As to my freedom, which you say I can have, there is nothing to be gained there since I got my free papers in 1864 from the Provost Marshal General of Nashville. Mandy says she would be afraid to go back without proof that you will treat us justly and kindly. We have decided to test your sincerity by asking you to send us our wages for the time we served you. This will help us forget and forgive old scores and trust your justice and friendship in the future. I served you faithfully for thirty-two years and Mandy for twenty years. At $25 a month for me and $2 a week for Mandy, our earnings would amount to $11,680. Add interest for the time our wages were withheld, deduct what you paid for our clothing and doctor visits, and the balance will show what we are due. Please send the money by Adams Express, care of V. Winters, Esq., Dayton, Ohio. If you fail to pay us for our past labor, we can have little faith in your future promises. We trust the good Lord has opened your eyes to the wrongs done to me and my ancestors by making us toil for generations without pay. Here I draw my wages every Saturday night, but in Tennessee, there was never a payday for the Negroes any more than for the horses and cows. Surely there will be a day of reckoning for those who cheat the laborer of his hire.
In answering this letter, please state if there would be any safety for my Milly and Jane, who are now grown and both good-looking girls. You know how it was with Matilda and Catherine. I would rather stay here and starve and die than have my girls brought to shame by the violence of their young masters. Please also let me know if there are any schools for colored children in your neighborhood. The great desire of my life now is to give my children an education and have them form virtuous habits.
P.S. Say hello to George Carter and thank him for taking the pistol from you when you were shooting at me.
From your old servant,
Jourdon Anderson
#RadekWiśniewski na FB, o dyskryminacji na przykładzie. Porządny człowiek, ten Wiśniewski, chociaż państwowiec.
Jest taki muzyk, nazywa się Avishai Cohen, naprawdę świetny. I ten muzyk miał grać w Polsce na Jazz Around Festival no, ale nie zagra, bo wyszło na jaw, że strzelił sobie gig w Moskwie, 15 czerwca tego roku za kasę gazpromu, na zaproszenie wielbiciela chujły z kremla, Igora Butmana.Sprawę nagłośnił Tomasz Sikora, organizatorzy wydali oświadczenie, być może nawet pod presją, że no nie, nie da się tak nasze majtki nosić a dla GKS-u grać.
Napisałem komentarz, że bardzo, kurwa, dobrze. I oczywiście zaraz jakieś dopiski, w tym i taki, że jak to sympatyk Zielonych tu popiera dyskryminację i uśmieszek.
To ja może coś wyjaśnię przy tej okazji, bo niby się obserwujemy, a jednak objawiamy się sobie chaotycznie i od przypadku do przypadku.Po pierwsze sympatyk Zielonych to nadmiarowa koncepcja. Jestem sympatykiem tej planety, a szczególności kraju w którym mieszkam i kilku chłopackich zasad z podwórka.
To czasem pozwala mi zagłosować na jednych lub drugich i owszem często z równania wychodzili i do tej pory Zieloni.Ale co do tej dyskryminacji.
Otóż dla mnie dyskryminacja to jest wtedy, gdy krytyka i reakcja, czasem mocna, dotyczy cech czy zachowań na które osoba nie ma wpływu. Na przykład ma różne tęczówki, jedną niebieską, drugą czarną. Albo na przykład osoba jest leworęczna.
Ale kiedy rzecz dotyczy zachowań kierowanych przez wolną wolę dorosłego człowieka - to trudno mówić w tym wypadku o dyskryminacji, po prostu tak przyjęliśmy w tym kręgu kulturowym, że dorośli odpowiadają za swoje uczynki, podlegają ocenie i muszą się liczyć z konsekwencjami.
Prawo do ekspresji artystycznej pana Cohena nie zostało w żaden sposób zresztą ograniczone, może przyjechać sobie do Polski, wynająć dowolną salę koncertową, czy w ostateczności stanąć na Placu Zamkowym w Warszawie i zagrać, a przed sobą ustawić kapelusz. Kto wie, może miałby wcale niemałe grono odbiorców.
Po prostu tak to w życiu bywa, że trzeba wybierać. I jak chcesz się kolegować ze wszystkimi, to najczęściej się okazuje, że jednak się nie da. Warto to mieć na uwadze, rozumieć bieżące konteksty a nie udawać naiwnego, dużego dziecka z dużym kontrabasem.
Mówimy o koncercie w Polsce, zaraz po koncercie w Moskwie, jest czerwiec 2024, w Polsce mieszkają setki tysięcy ludzi, którzy z różnych powodów i motywacji tutaj są, ale łączy ich jedno - w złej czy dobrej wierze wywaliła ich z domu wojna, którą rozpoczęła rosja, a którą sponsoruje hojnie gazprom.
I tyle. Nie rozumiesz - trudno, może kiedyś zrozumiesz. A jak nie - to będziesz dalej tym chłopcem z przedszkola, który uważa że wszyscy są winni naokoło tylko nie on. Większość dzieci z tego wyrasta, mam nadzieję, że Pan Cohen też wyrósł, tylko wielbicieli ma w Polsce mało rozgarniętych.
Na zdjęciu dwóch mało znanych muzyków z Dublina gra w kijowskim metrze jakiś czas temu. Obaj najlepsze lata mają za sobą. Pandemiczne popisy jednego z nich wolałbym szybko zapomnieć, podobnie jak banany z Panamy.
Ale co - da się?
Da się.
Albo ma się to mimo wszystko we krwi.
Tak nie dosłownie, metaforycznie, tam w środku.
#Pajęczak #Owad #identyfikacja
Czy ktoś wie co to za gatunek? biega szybko, nawet jakby skacze. Uratowałem go przed @kanako i przeniosłem do swojego pokoju gdzie jest rezerwat. Chętnie bym coś więcej wiedział, bo to już 3-4 osobnik w ostatnich dniach.
#PaństwoPrawa #Służby #Policja #StrażGraniczna #WojskoPolskie #Granica #Art25a #DogmatyKarnisty #Uwolnione z FB
Bezkarność+ na granicy.
Strzelanie bez granic. Przedstawiony dziś (17.06.2024) przez Ministerstwo Obrony Narodowej projekt zmian w przepisach, w tym w Kodeksie karnym, to legislacyjny potwór.
Legalizuje naruszenia prawa przez funkcjonariuszy publicznych. Ma działać wstecz do już popełnionych przestępstw. Otwiera ryzyko nadużyć. Jest niespójny systemowo. Uwstecznia Kodeks karny. Łamie Konstytucję. Są jakieś granice!
Cały projekt jest dość obszerny, więc nie będą go cytował - odsyłam do lektury oryginalnych dokumentów (namiar w komentarzu). Poniżej analiza propozycji dodania w Kodeksie karnym art. 25a - nowego "kontratypu" dotyczącego działań funkcjonariuszy na granicy.1. "Nie popełnia przestępstwa żołnierz, funkcjonariusz Policji lub Straży Granicznej, który z naruszeniem zasad (...)" - np. wydaje rozkaz otwarcia ognia lub sam strzela do ludzi.
Czyli, krótko mówiąc, przepis zakłada, że funkcjonariusze łamią prawo, ale nie będzie można uznać tego działania za przestępstwo.
W państwie prawa oczywiście nie można akceptować takiego postawienia sprawy. Jeśli już, to należy wytworzyć przepis kompetencyjny, dający funkcjonariuszowi prawo do działania w określonej sytuacji. A nie pisać, że za łamanie prawa nie będzie kary.2. Konstrukcja przepisu kontratypowego, a nie kompetencyjnego, to sprytny zabieg mający na celu wyłączenie odpowiedzialności karnej za już popełnione przestępstwa. Wiemy, że incydenty z użyciem broni na granicy już się zdarzały i prowadzone są postępowania karne dotyczące funkcjonariuszy.
Na czym polega różnica?
Przepis kompetencyjny ("Żołnierz ma prawo zrobić to i to...") wiąże od momentu jego wejścia w życie. Nie dotyczy zdarzeń z przeszłości, które już miały miejsce. Nowa kompetencja wprowadzona do ustawy nie działa wstecz.
Przepis kontratypowy ("Żołnierz nie popełnia przestępstwa, gdy zrobi to i to...") działa na przyszłość, ale i na przeszłość. Jeśli w czasie orzekania obowiązuje ustawa korzystniejsza dla sprawcy, stosuje się do niego przepisy nowe.
Zatem po wejściu w życie art. 25a funkcjonariusz, który już przekroczył uprawnienia, będzie sądzony w oparciu o przepisy mówiące: nie popełniłeś przestępstwa.3. Ryzyko nadużyć polega na stosowaniu do sytuacji granicznych dość nieprecyzyjnych przesłanek. No bo co oznacza - na przykład - przesłanka: "jeżeli okoliczności wymagają natychmiastowego działania"?
I czy mamy gwarancje, że wymóg natychmiastowego działania oceni tak samo żołnierz w dynamicznej sytuacji przygranicznej i sąd w spokojnym namyśle na sali sądowej?4. Przepis jest niespójny systemowo. Niektóre służby mają już dziś prawo użycia broni w określonych sytuacjach, a inne będą naruszać prawo, lecz nie w sposób przestępny.
Jeśli służby mają czuć się bezpiecznie, to trzeba dać im przepisy kompetencyjne - mieszczące się oczywiście w granicach państwa prawa, ale to inna kwestia. Jeśli jednak założymy, że w omawianej inicjatywie ustawodawczej chodzi również o osiągnięcie celu opisanego w punkcie 2 - intencje projektodawców stają się jasne. Chodzi właśnie o to, by wyłączyć przestępność czynów przyszłych, ale i przeszłych, już dokonanych.5. Proponowany art. 25a to uwstecznienie Kodyfikacji karnej. Przepis liczy 30 linijek (sic!). Ma być wpisany w eksponowanym miejscu Kodeksu karnego, tuż obok art. 25, mówiącego o obronie koniecznej. To po prostu razi w oczy.
Kodeks karny to nie ustawa specjalna. To nie worek bez dna, do którego można wrzucać wszystkie interwencyjne regulacje, dotyczące bardzo skonkretyzowanej sytuacji. Potworna kazuistyka to kolejna wada omawianej propozycji.
Przepis jest nieakceptowalny z jeszcze innego powodu.
Otóż dziś ludzie są skazywani na więzienie za to, że gołymi rękoma odepchnęli napastnika, bo zdaniem sądów przekroczyli granice obrony koniecznej (sam opisywałem takie przypadki), a tuż obok w Kodeksie ma być napisane wprost, że Policja może bezkarnie strzelać do ludzi... To przekracza granice przyzwoitości.6. Przepis łamie Konstytucję. Przede wszystkim oznacza naruszenie zasady legalizmu, która głosi, że organy władzy mają działać na podstawie i w granicach prawa. Tymczasem proponowana regulacja przesądza, że funkcjonariusz ma naruszyć zasady użycia środków przymusu bezpośredniego i dopiero wtedy będzie miał zastosowanie art. 25a.
Projekt zawiera również inne "ciekawe" pomysły, np. dotyczące użycia wojska w czasie pokoju - nie analizuję tego wątku.
Podsumowując: granica państwowa wymaga ochrony. Ale nie za sprawą działań naruszających prawo ani nie za sprawą nowelizacji naruszających Konstytucję. Bądźmy państwem prawa.
Link do projektu ustawy: orka.sejm.gov.pl/Druki10ka.nsf…
Żródło: facebook.com/dogmatykarnisty
Profesor Julia K. Steinberger pisze na medium.com
Pełne tłumaczenie już na #TePeWu!
Oto, z czym się mierzymy.
Ujawnienie ukrytej historii powstania kryzysu klimatycznego powinno zmienić wszystko w kwestii tego, jak działamy, aby go powstrzymać.
Streszczenie w 10 punktach
Przyczyna.
Wiemy, że kryzys klimatyczny jest spowodowany przez wysoce nierównościowe i niedemokratyczne systemy gospodarcze.
Postępy.
Najnowsza historia tych systemów gospodarczych w obu Amerykach i Eurazji jest zdominowana przez ideologię neoliberalną.Zagrożenie.
Ideologia neoliberalna jest w swej istocie antydemokratyczna. Jej celem jest oddanie władzy nad naszymi społeczeństwami korporacjom, a nie obywatelom.Promotorzy.
Przemysł paliw kopalnych jest wieloletnim promotorem, a także beneficjentem neoliberalnego przejęcia naszych społeczeństw.Koordynacja.
Organizacja tego przejęcia nie jest przypadkowa: jest koordynowana przez think tanki, grupy lobbingowe, public relations i firmy prawnicze. Te z kolei są koordynowane na arenie międzynarodowej, na przykład za pośrednictwem Atlas Network, która jest zaangażowana w ponad 500 think tanków na całym świecie.Rozbudowa.
Te think tanki szkolą swoje kadry wewnętrznie i promują je do miejsc, w których mają wpływ na politykę i komunikację.Przekaz.
Owe think tanki powielają swoje materiały i strategie na całym świecie. Ich zatruwanie naszej sfery publicznej obejmuje całą gamę działań, od popierania brutalnie nierównościowej neoliberalnej polityki gospodarczej po promowanie zaprzeczania nauce o klimacie. Zajmują się również tematami wojny kulturowej, na przykład w kwestii płci (równe prawa dla kobiet, prawa queer i trans), rasy lub migracji.Wpływ.
Jednym z głównych celów tych organizacji jest zastąpienie uniwersyteckiej wiedzy badawczej własnymi materiałami, wywierając wpływ na wpływowe osoby, z dziennikarzami i nauczycielami zidentyfikowanymi jako cenne cele.Konsekwencje.
Aby przeciwstawić się takim scentralizowanym i skoordynowanym podmiotom, ruch klimatyczny (a w rzeczywistości wszystkie ruchy atakowane przez neoliberalizm) powinien radykalnie się zmienić, zarówno pod względem orientacji, jak i strategii.Kierunek.
Demokracja, przerażający wróg neoliberalizmu, powinna być w centrum naszego nowego kierunku.
#kapitalizm #neoliberalizm #KryzysKlimatyczny #Aktywizm #Strategia
#AnnaBrzezińska #Średniowiecze #Wolność #UkradzioneFB
W 1446 r. przed sądem we francuskim mieście Pamiers stanął niejaki Antoine Simon. Za kradzież. Konkretnie kradzież samego siebie.
Wcześniej Antoine Simon mieszkał ze swoim panem, zasobnym kupcem Ponsem Ferrerem, w Barcelonie. Nie było w tym nic dziwnego, bo szacuje się, że w tamtych czasach nawet 9 % populacji Katalonii stanowili niewolnicy. Ale Antoine'owi Simonowi nie odpowiadało życie w niewoli, więc czmychnął górskim szlakiem na północ, do Francji. W tym również nie było nic dziwnego, choć trasa wiodąca przez Pireneje liczyła ponad 200 km i nie należała do łatwych. Ale w tamtych czasach wśród katalońskich niewolników krążyły już legendy o francuskim powietrzu, które czyni wolnym. Jak zeznał w 1395 r. pewien zbiegły z Walencji czarnoskóry mężczyzna, wystarczy pomieszkać 4 dni na francuskiej ziemi, by stać się wolnym.Zanim w Stanach bowiem powstała kolej podziemna abolicjonistów, w Pirenejach istniała jej średniowieczna protoplastka.
Większość uciekinierów była, jak ich wówczas nazywano, Maurami, czyli niewolnikami afrykańskiego pochodzenia; jednym z nich był właśnie czarnoskóry Antoine Simon. Ale uciekali również Turcy, Bułgarzy czy Rusini. Niektórzy – z niejakim bezwstydem – przebierali się za świątobliwych pielgrzymów. Katalońskie władze, które irytował ten proceder, twierdziły, że w ucieczce pomagali im wolni, żyjący w górach muzułmanie oraz gangi zbiegłych niewolników.
Naturalnie taka ucieczka była przestępstwem. Po schwytaniu zbiega karano; na przykład pewien niewolnik na życzenie swojego pana został przywiązany przed budynkiem sądu i ukarany przynajmniej 50 batami. Ale wcześniej należało zbiega odszukać, czym zajmowali się specjalni poszukiwacze, którzy potrafili po ładnych paru latach dopaść uciekiniera. Oferowano też nagrody. Na przykład w 1413 r. katalońskie władze wynajęły herolda, by ogłaszał 2 razy w roku w Carcassonne, czyli po francuskiej stronie, że ktokolwiek wie, gdzie są zbiegli katalońscy niewolnicy, ma obowiązek przekazać ich katalońskim władzom, te zaś zapłacą mu 10 aragońskich florenów za fatygę.Wskutek interwencji byłego właściciela Antoine trafił do więzienia. Pons Ferrer podnosił przed sądem, że nabył Antoine’a za niebagatelną kwotę 100 aragońskich florenów, niewolnik powinien zostać mu więc bezzwłocznie oddany. Pozwał też pracodawcę Antoine’a. Należąc do wpływowej rodziny kupców i nawigatorów, mógł liczyć na mocne poparcie katalońskich władz.
Lecz Antoine również mógł na coś liczyć: na zdrową sąsiedzką francusko-hiszpańską niechęć oraz obywatelską dumę z odwiecznych mieszczańskich przywilejów.Jego pracodawca zeznał przed sądem, że miał prawo zatrudnić Simona jako wolnego człowieka, gdyż wolność tę gwarantują mu odwieczne zwyczaje i prawa Pamiers, sięgające aż 1228 r. Zgodnie z nimi żaden mieszkaniec Pamiers nie może być niepokojony, kupowany ani sprzedawany przez żadnego świeckiego ani duchownego pana. Gdyby tak nie było, to przecież sam doradziłby mu, żeby uciekał dalej, aż do Tuluzy, najsłynniejszego miasta-azylu dla niewolników.
Tam bowiem już 1203 r. w pewnej sprawie sądowej wszystkie strony postępowania przyznawały, że jest taki lokalny zwyczaj, że nikt z Tuluzy nie może kupić żadnej osoby mieszkającej w Tuluzie ani w pozyskać takiej osoby od kogokolwiek spoza Tuluzy. Kiedy w 1283 r. Tuluza została włączona do królewskiej domeny, spisano miejscowe prawo zwyczajowe, przypominając, że ludzie przybywający, by w Tuluzie osiąść i tu mieszkać, bez znaczenie, skąd są, choćby mieli panów, mogą pozostać wolni od swoich panów i prowadzić tutaj swoje sprawy bez skarg, przeszkód i sprzeciwów swoich panów, a wzmiankowani panowie nie mogą i nie będą przymuszali tych ludzi, żyjących w Tuluzie lub na jej przedmieściach, wedle zamysłu lub widzimisię pana. Dodam, że skala niewolniczych ucieczek do Tuluzy była tak wielka, że Hiszpania podnosiła tę sprawę podczas negocjacji pokojowych, co zaledwie 6 lat przed procesem Antoine’a dało okazję Jeanowi Solacii, urzędnikowi miejskiemu z Tuluzy do wygłoszenia mowy i podnoszenia w niej, że wolność jest naturalnie przedkładana nad inne rzeczy i pożądana przez każdą żywą istotę, i dla każdego, kto prawidłowo rozumuje, jest jasne, że niewola została wprowadzona przemocą i strachem, wbrew pierwszemu prawu naturalnemu.Ale mieszczanie z Pamiers też nie wypadli sroce spod ogona.
Jakiś Jean de Belaybre twierdził podczas postępowania sądowego, że sam urodził się w rodzinie byłego niewolnika, który został uwolniony w Pamiers, bo taki jest tu przywilej. Kupcy zeznający na rzecz Antoine’a przypomnieli kilku niewolników greckiego pochodzenia, którzy wcześniej uzyskali wolność na mocy tej zasady. Ktoś inny zeznał, że niewolnicy mogą żyć w Pamiers wolni, zaś Antoine został ochrzczony i żył jak porządny chrześcijanin, a pojmano go wbrew miejskim przywilejom.Następnie sąd Pamiers – lekceważąc żądanie katalońskich władz i aragońskiej królowej – uznał czarnoskórego Antoine Simona za wolnego człowieka i nowego obywatela Pamiers.
Średniowiecze miewało więcej barw i odcieni niż nam się wydaje.
Literatura w poprzednim wpisie, jak również:
Filip Batselé, Liberty, Slavery and the Law in Early Modern Western Europe. Omnes Homines aut Liberi Sunt aut Servi, Cham: Springer, 2020.
Sue Peabody, An Alternative Genealogy of the Origins of French Free Soil: Medieval Toulouse, [w:] Free Soil on the Atlantic World, ed. Sue Peabody, Keila Grinberg, London&New York: Routledge, 2015.