Pod koniec pierwszej dekady XVI w. stało się jasne, że mały Thomas Platter – dla najbliższych Tomilin – nie nadaje się do pasterstwa. Z początku pasał kozy, lecz a to zgubił buty, a to – co gorsza – postradał kozy. Powierzono mu więc zwierzęta łagodniejsze w obejściu i mniej rącze w ucieczce, czyli do krowy. Niestety jako pasterz krów Tomilin również się nie sprawdził. Zważywszy że był ubogim szwajcarskim dzieciakiem z górskiego kantonu Valais, odumarłym przez ojca i podrzuconym przez matkę krewnym na wychowanie, wyczerpał tym samym możliwości zawodowego sukcesu w rodzinnych stronach.Zmartwieni krewni postanowili więc go przeznaczyć do zadań łatwiejszych. Do nauki i kariery akademickiej mianowicie. Trudno. Nie wszyscy się nadają do pasania kóz.
Bo dzisiaj historia na początek nowego roku akademickiego. Oszałamiająca!
Ubi sunt, qui ante nos, in mundo fuere?
Niebawem do rodzinnej okolicy zawitał jego starszy kuzyn Paulus, wędrowny uczeń bywały w świecie. Zgodził się zabrać Tomilina ze sobą. Na naukę, choć raczej życia niż łaciny. Bo nie mając żadnego majątku i nie mogąc liczyć na wsparci rodziny, młodzi żaczkowie musieli się sami utrzymać podczas naukowych peregrynacji. Kradli więc, zarabiali śpiewem po karczmach albo żebrali, by nie umrzeć z głodu. Starsi bezwzględnie wykorzystywali młodszych. Rychło wyszło na jaw, że Tomilin ma w zamian za – iluzoryczną – opiekę zdobywać dla kuzyna pożywienie.
Vadite ad superos, transute ad inferos.
Thomas i Paulus wędrowali od miasta do miasta, od szkoły do szkoły, coraz dalej i dalej. Ok. 1515-1518 r. trafili do Wrocławia, by pobierać edukację w cieszącej się dobrą opinią szkole św. Elżbiety. Teoretycznie. Bo Tomilin, musząc wyżywić Paulusa, na naukę nie miał zbyt wiele czasu.
Było w mieście – pisał w swojej autobiografii Thomas – kilka tysięcy studentów i żaczków, żyjących z jałmużny. Niektórzy, jak powiadano, przebywali tu od 20, czy nawet 30 lat, mając swoich żaczków, którzy ich utrzymywali. Ja swojemu bachantowi (czyli Paulusowi) przynosiłem często po sześć razy na wieczór różności do szkoły, gdzie mieszkał. Dawano mi chętnie, gdyż byłem mały i Szwajcar z rodu. W owym czasie, po bitwie pod Marignano, gdzie Szwajcarzy ucierpieli bardzo, tracąc zarazem nimb niezwyciężalności, cieszyliśmy się sympatią wielką. (…)
W lecie chodziłem często nad Odrę, prałem koszulinę, wieszałem na drzewie, by wyschła, potem zaś obierałem kaftan ze wszy, robiłem dołek, wkładałem weń robactwo i przysypawszy piaskiem, stawiałem krzyżyk. W porze zimowej spali żaczki w szkole na ziemi, zaś bachanci w izdebkach, których u św. Elżbiety było około stu. Latem podczas upałów nocowaliśmy na cmentarzu, podesławszy siana zebranego z ulicy, bowiem w sobotę wysypywano je przed domami miasta. Leżeliśmy sobie tedy wygodnie, niby świnie w mierzwie. Gdy deszcz padał, uciekaliśmy do szkoły, a w czasie burzy śpiewaliśmy przez całą nieraz noc z zastępcą kantora responsoria i inne pieśni.
Latem po wieczerzy chodziliśmy czasem do szynków, żebrać o piwo, a podpici chłopi polscy raczyli nas hojnie, tak że nieraz nie mogłem trafić do szkoły, chociaż była odległa zaledwie o rzut kamieniem. W rezultacie jedzenia było w bród, ale nauki bardzo mało.
Vivat nostra civitas, maecenatum caritas.
Quae nos hic protegit, quae nos hic protegit.
Nie jestem pewna, czy dzisiejsi wrocławscy studenci poczują się w tym opisie wygodnie jak świnie w mierzwie, ale Tomilin wspominał Wrocław – i gościnnych polskich chłopów – z rozrzewnieniem. Przynajmniej dzięki miejskiej jałmużnie najadał się do syta.
Potem powędrowali z Paulusem dalej. Wciąż przymierał głodem. Czasu na naukę nie przybywało. W Bazylei pomagał robić mydło byłemu mistrzowi uniwersytetu wiedeńskiego i chodził z nim po wioskach, kupując popiół. W Ulm żebrał. W Sélestat wreszcie trafił do dobrej szkoły; jak wyznał w swoich wspomnieniach, nie umiał wówczas nic. Miał już 18 lat.
Vita nostra brevis est, brevi finietur.
W Zurichu usiadłem w kącie nieopodal katedry, napisał potem, i poprzysiągłem sobie, że będę się uczył lub umrę.
Venit mors velociter, rapit nos atrociter,
Nemini parcetur, nemini parcetur!
I wtedy jego los wreszcie się odmienił. Spotkał mistrza. Uczył się i imał różnych zajęć, by przetrwać. Skręcał sznury, zadowolony, że dało się przy tej robocie czytać. Został nauczycielem domowym. Studiował jednocześnie łacinę, grekę i hebrajski, choć czasami był tak zmęczony, że zasypiał podczas lekcji. Potem pracował w drukarni. Zaczął uczyć w szkołach. Założył własną drukarnię. Wydał Institutio christianae religionis Kalwina. Został obywatelem Bazylei. Potem wykładowcą i wreszcie rektorem tamtejszej szkoły miejskiej.
Vivat Academia, vivant professores!
Vivat membrum quodlibet, vivant membra quaelibet.
Semper sint in flore, semper sint in flore!
Takie to były dziwne czasy, że mały żebrak został rektorem.
Wspomnienia spisał u końca życia dla starszego z synów, Feliksa. Felix Platter został słynnym lekarzem, jednym z pionierów anatomii oraz psychiatrii, bo nietypowo w tamtych czasach uważał za przyczynę chorób psychicznych zmiany w mózgu, nie złe moce. Drugiego syna, Thomasa, Tomilin również wychował na lekarza.
Gaudeamus igitur, iuvenes dum sumus!
Gaudeamus igitur, iuvenes dum sumus!
I nie, to nie jest wpis o tym, że świat schodzi na psy, a młodym kiedyś było trudniej niż dzisiaj. Studiowanie w każdej epoce jest pełne wyzwań, trudów, cudownej wiedzy i nikczemnych przyjemności. Nadal musimy dokonywać wyborów, niektórych paskudnych. I czasami bywamy chłopakiem, który siedzi nieopodal katedry, poprzysięgając sobie, że będzie się uczył lub umrze.
Kolejnego wspaniałego roku wszystkim, studentkom i studentom, wykładowczyniom i wykładowcom, w wędrówce tym starym, dobrze wydeptanym traktem! Cudownych przygód, moi drodzy!
Gaudeamus igitur, iuvenes dum sumus!
Cytat z autobiografii Thomasa Plattera za: Źródła do Historii wychowania, wyd. Stanisław Kot, T. 1, Warszawa, Kraków, Lublin, Łódź, Paryż, Poznań, Wilno, Zakopane: Gebethner i Wolff, etc., 1929.
Literatury o Platterach jest w bród, ale moja ulubiona książka to: Emmanuel Le Roy Ladurie, The Beggar and the Professor. A Sixteenth-Century Family Saga, tr. Arthur Goldhammer, Chicago&London: Univ. of Chicago Press, 1997. – I tak, to ten od Montaillou, wioski heretyków.
Po polsku: Jacek Wójcik, Relacja Thomasa Plattera jako źródło do życia codziennego uczniów wrocławskich szkół na początku XVI wieku, - Biuletyn Historii Wychowania, 35 (2016): 7-19.
Ilustracja: Albrecht Dürer.